Z tej strony Doryna. Na początku muszę Wam powiedzieć, iż jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi, musicie przed przeczytaniem tej noti przeczytać poprzednią autorstwa mojej jakże ukochanej, koszmarnej i podłej Frozyny.
Wiem, że mi zazdrościcie, że mam taką w chuj słodziutką zawieszkę z Hello Kitty, ale tylko ja taką mogę mieć, nie stać was nawet na kawałek jej wąsa.
W przeciwieństwie do Frozyny, ja nadal przyjaźnię się z Kubusiem. Postanowiłam więc pójść do niego i w ramach programu Jeśli-Chcesz-Coś-W-Sobie-Zmienić-Zacznij-Od-Swoich-Włosów zmienić coś w swojej fryzurze. Wchodzę do Kubusia, nie gdybając nad iście ogromnych rozmiarów plam na markowej białej koszuli morskiej barwy, i nagle doznaję drgawek z wściekłości, gdyż w jego salonie nie ma czym oddychać. Wyobraźcie sobie, że zobaczyłam co najmniej 20 laleczek czekających na przyjęcie przez mojego fryzjerskiego boga. Zaczęłam, miotana szewską pasją, krzyczeć, iż jestem jego klientką od 15 lat i musi natychmiast mnie przyjąć albo więcej nie zagoszczę w jego salonie. Rzekł mi na to : "Nie to, nie łaski bez. Mam 200 innych klientek, które nie wbijają mi pierścionka w jaja, kiedy włosy są o jedną setną milimetra krótsze, niż miały być". Rozpaliło mnie to do żywego, więc kopnęłam go z całej siły w wyżej wspomniane miejsce i zaczęłam po kolei wywlekać za włosy wszystkie podłe babiszony (przy tym trochę uszczuplając ilość ich włosów) i z miną władczyni świata rozsiadłam się wygodnie na fotelu. Tak więc mam teraz prześliczną fryzurkę pod tytułem "Zemsta fryzjera", gdyż podły obślizgły i sflaczały gad z toną żelu na włosach (i niewiadomego pochodzenia niebieskich plamach) postanowił zemścić się za moją wcześniejszą furię i pozbawienie go zarobku mniej więcej tysiąca, które dałyby mu przepędzone przeze mnie klientki. Otóż, rozkazałam Kubusiowi zrobienie sobie czerwonych pasemek. Kiedy Kubuś zaczął suszyć mi włosy, po uprzednim zmyciu farby, zaczęłam tak krzyczeć, że lustro się stłukło, wybiegłam bez zapłaty, grożąc mafią sycylijską a efekt Jego działań zobaczyłam dopiero w domu. Matko-Boska-Częstochowska-Kurwa-Jego-Mać, wyobraźcie sobie, że na swoich przepięknych czarnych włosach, zamiast czerwieni pojawił się znienawidzony przeze mnie odcień blondu, a mianowicie sraczkowaty. Natychmiast pożyczyłam kapelusz mojego pradziadka (swoją drogą - ciekawe, dlaczego ludzie się tak dziwnie patrzeli - kapelusza nie widzieli?) i pobiegłam do najbliższego sklepu po czarną farbę i teraz, pomijając plamy węglistej barwy na uszach, znów wyglądam prawie jak człowiek.
Na poprawę humoru postanowiłyśmy z obolałą Frozyną urządzić imprezę pt. "Śmierć fryzjerom", upić się w monopolowym, w którym Frozyna uprzednio zrobiła niewielkie zakupy (szacuję je na mniej więcej 9/10 zapasów w sklepie, licząc zaplecze) i zrobić peruki z włosów, które wyrwałam klientkom Kubusia. Po trzeciej butelce Absolwenta otworzyłyśmy nasz magiczny woreczek z włosami i zaczęłyśmy wysypywać je na podłogę, kiedy naszym oczom ukazało się... ludzkie zakrwawione ucho... Boże, wpadłyśmy z Frozyną w taką panikę, iż to diabelskie pojęcie przechodzi. Co my mamy zrobić z ludzkim uchem, w dodatku nie pierwszej czystości? Musiałam je urwać jednej z klientek podczas wyprowadzania z salonu. Hmm. Nie wiedząc, co począć, postanowiłyśmy ucho usmażyć, potem zapiec w panierkę i dać jakiemuś biedakowi na ulicy. Tak też zrobiłyśmy. Ale kiedy biedny szczęśliwiec, który niczego się nie spodziewał, zaczął ze smakiem gryźć damskie ucho zaczęłyśmy z Frozyną wymiotować nawzajem, więc teraz zarówno ja, jak i Ona nie mamy naszych ulubionych szpilek o obsasie 40 cm, gdyż są w oczyszczalni ścieków, czy jak tam się nazywa to pomieszczenie, gdzie za pieniądze czyszczą Ci brudne (brudne-brudne-bardzo-brudne) buty.
O-żesz-jego-kurwa-mać, dziewięć po szóstej. Znowu się spóźnię na spotkanie z klientem i przepadnie mi sukienka od Armaniego, wrr. Wciągnę sobie z dwie kreski... O niee, jedna mi spadła na podłogę. Hm, mój dywan jakoś dziwnie smakuje. Azor, znowu nasikałeś na mój dywan?!?!
Zawijam kiecę i lecę prostaczki, ee, wróć, dzieciaczki.