Dziś ma przyjemność powitać Was Doryna, ucieleśnienie waszych koszmarnych marzeń.
Począwszy od wczoraj znowu popadłam w narkotykowy ciąg. Wierzcie mi lub nie, ale wczoraj naprawdę starałam się nie brać. Schowałam kilogramy moich ukochanych proszków w lodówce, lodówkę uwiązałam kilogramami łańcuchów, zniosłam całą konstrukcję do piwnicy (co kosztowało mnie skręconą kostkę i złamany palec u prawej ręki - albo dwa, przerasta to moje umiejętności matematyczne), piwnicę zaś zakluczyłam na siedem zamków i położyłam się spać. Do 4.30 przewracałam się z boku na bok, ale jakoś nie mogłam usnąć, więc włączyłam telewizor. Oczywiście, cóż a ironia, leciał program o narkomankach. Jak zobaczyłam nozdrza, które rozszerzają się seksownie, ułamki sekund przed zażyciem cudownego białego proszku, wyraz oczu narkomanów tuż przed zażyciem... Mmm. Jak szalona zbiegłam do piwnicy, wyłamałam zamki widelcem i rozłupałam łańcuchy siekierą (co kosztowało mnie kolejne dwa palce i zwichnięty nadgarstek). Myślałam, że mnie chuj strzeli, jak zobaczyłam, że uderzałam siekierą z tak ogromną pasją, że rozwaliłam jeden z worków. Kurwa, cały worek, rozsypany dookoła na brudnej podłodze w piwnicy.
Właśnie spojrzałam na zegarek i postanowiłam zażyć kolejną działkę, gdyż spostrzegłam, że jest za pięć druga, a o drugiej jestem umówiona ze swoim alfonsem na drugim końcu miasta. Kurwa, niech mnie chuj strzeli (co pewnie i tak się stanie, acz potem), jeśli się spóźnię. Znowu dostanę ze 20 batów przed pracą.
O boże, zgubiłam gdzieś swoją ukochaną zapalniczkę i nie mam czym odpalić papierosa. Kurwa, kurwa, kurw... Ałaaaaa. Postanowiłam odpalić fajkę od kuchenki gazowej i przypaliłam sobie czubek nosa...
Prostytutka-inwalidka-narkomanka. Pasują do siebie te wyrazy, jak nie ma co.
Za trzy druga. Ratunku, nie żyję.
Zawijam kiecę i lecę.