"Whisky lał do szklanek dezerter z armii szczęśliwych, niby szukał
prawdy; nie wiedział, że prawdy nie widzi."
Usiadł na łóżku, dreszcze - to już nawet nie kac,
jeszcze nie delirka, ale ile można tak chlać
bez pamięci jak Karen?
Życie w strzępach, fragmentach,
imiona - tych nawet nie chciał pamiętać.
Kręta ścieżka - i co teraz? Te ulice,
jakby imienia Steve'go Wondera.
Otwierał browar, mówił: "goni mnie czas",
pytania bez odpowiedzi "dlaczego oni, nie ja?".
Bronił się sam przed sobą, lustra unikał.
Znał wczoraj i dziś, tylko jutra unikał.
Nie słuchał budzika,
przy spuszczonych żaluzjach przesypiał jeden dzień z reszty życia
i puszczał kilka kawałków, czas mierzył winyl.
Sam nie wie, co dodało mu aż tyle siły.
Dziś dla niepoznaki pisze o tym w osobie trzeciej,
bo boi się przyznać, że nie wierzył, że będzie lepiej.
Nawet jeśli coś zakłóca Twoje sny - trzeba żyć, trzeba żyć!
Stare przyjaźnie obracają się w pył - trzeba żyć, trzeba żyć!
Myślisz, że nie spotka już Ciebie nic? Trzeba żyć, trzeba żyć!
Masz moją gwarancję, że miarą wygranych jest uśmiech przez łzy.
Pozwól, że opowiem ci o znajomości,
Która trwa chociaż nie jest pewna swojej przyszłości...