DESANT!!!
Wrzesień: zamysł.
Październik: wątpliwości.
Listopad: decyzja
Grudzień: plan.
Styczeń: wywiad.
Luty: zaopatrzenie.
Marzec: ostatnie poprawki.
Kwiecień: DESANT.
Wyruszamy na Białoruś! Kraj naszych sąsiadów, bastion totalitaryzmu na Starym Kontynencie. My, Europejczycy jedziemy na wschód by dzielić się Jezusem z innymi. W połowie kwietnia grupa niespełna 10 osób znajdzie się w kraju, w którym uliczna ewangelizacja jest wykroczeniem, gdzie Polacy są zamykani za "niepoprawne politycznie" przekonania. Jest to niesamowita okazja by podłożyć mały płomyczek, który razem z innymi ogniskami wzbudzi wielki ogień Bożego Przebudzenia.
Dużo myslę o tym wyjeździe. I zastanawia mnie jedna rzecz. My , polscy Zielonoświątkowcy (pal licho denominacje, chodzi o statystyke :) ), w liczbie 21 000 wiernych, w 38 milionowym kraju, gdzie wolność wyznania i sumienia jest gwarantowana jako niezbywalne prawo w konstytucji RP ,i gdzie mamy wszelkie mozliwosci rozwoju, dzialalnosci, pozyskiwania srodkow, wysyłamy (w duzym uproszczeniu) kilka osob na Bialorus, niespełna dziesięciomilionowy kraj gdzie chrzescijanie nie sa mile widziani( a na pewno nie ewangeliczni), gdzie ewangelizacja jest traktowana jako wykroczenie, W tym małym kraju żyje ponad 100 000 Zielonoświątkowców. Zbory w dużych miastach liczą kilka tysięcy wiernych, gdzie u nas tylko w kilku przypadkach przekraczają 400 członków. I pytanie. Czyste liczby. Czysta matematyka. Kto kogo powinien ewangelizować?
I co ciekawsze to globalny problem. Europa i Stany Zjednoczone, kolebka chrześcijaństwa a w przypadku USA miejsce gdzie Bóg wzbudził ruch charyzmatyczny laicyzuja się. Odsetek wiernych systematycznie spada (choć dotyczy to głównie kościołów tradycyjnych). Jednocześnie na Starym Kontynencie i w Ameryce swoje siedziby mają najwieksze agendy ewangelizacyjne na świecie. Europa i USA niosą Jezusa na inne kontynenty. Przebudzenie w Azji, Ameryce łacińskiej, południowej, w Afryce, działania w Europie wschodniej. Jak to jest? Czy nie dbamy o własne podwórko? Czy moze powinnismy zająć się Polską zamiast jeździć np na Białorus, ktora- statystycznie- ma sie lepiej niż nasza ojczyzna?
Otóż nie.
Dlaczego?
Bóg powołuje nas do walki o nasz naród. I rzeczywiście jesteśmy za niego odpowiedzialni PRZEDE WSZYSTKIM. Ale wierzę, że Bóg chce abyśmy Ewangelią dzielili się także z innymi krajami, nawet tam, gdzie odsetek nowonarodzonych wielokrotnie przewyższa ten w Polsce.
Przywołuję teraz proroctwo, jakie uslyszałem w te wakacje, na jednej z konferencji/zjazdów. Osoba, które je otrzymała widziała Polskę jako wielki tort, który kawałek po kawałku rozdawany jest innym krajom. W tłumaczeniu proroctwo to oznaczało, że nasz kraj wyśle ludzi na cały świat z dobrą nowiną, i inne kraje będą czerpać natchnienie i nadzieję jaką przyniosa nasi rodacy.
Polska, niedoceniana Polska. Obrazana przez własne dzieci, które marzą o tym co europejskie, amerykańskie. Nie mamy się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie. Bóg dał nam, jak wierze, wielki potencjał i wielkie dziedzictwo. Tak jak kiedyś Kościuszko i Pułaski walczyli o niepodległość USA tak my będziemy walczyć za inne kraje. Bedziemy iść i mowić o Jezusie tym, którzy giną. Polska będzie zwornikiem zmian, głębokich zmian duchowych, jakie wstrząsną światem.
Walczmy o nasz kraj. Walczmy o inne narody. Pokażmy, że co jak co, ale ( z Bożej łaski :) ) Polak potrafi!
Fishmaster