Bo on tak nas nazywał, może z grzeczności może z sympatii ;) i za tą wersją przystaję. Brak słów, by opisać te cudowne, ba - najwspanialsze dwa tygodnie z moimi rusałQuami. Wspólne gotowanie, pieczenie... jedzenie... pracowanie, strojenie się, narzekanie, kłócenie, oglądanie, fotografowanie, imprezowanie, picie.. tańczenie, śmianie, płakanie (!) /nie lubimy pożegnań/.
A z moim rudzielcem kochanym: podniecanie się każdej nocy do 2, każdej nocy tym samym, każdej nocy pytanie 'a co jeśli usłyszał?'... Aj aj aj, śmianie się do samych siebie w samochodzie, w kuchni gdy wyszedł w ręczniku, bieganie z aparatem 'ale po dobroci, prooooosimy' /maślane oczka/.. i wiele wiele innych.
I imprezy, zabawa /nie mylić z dyskoteką/ w Nabrożu, ognisko w Rokitnie, grill dom obok.. i nasze pożegnanie 'ale żegnamy się dzisiaj? żegnamy?'. Nie, my piliśmy z okazji urodzin roku (7.07.2007) i dlatego, że pracownikowi Wafla oszczeniło się 7 prosiątków xDD
Co tu dużo mówić, było zajebiaszczo.
I tęsknię, niezmiernie tęsknię. Buźka creyzole ;**