wkurzająca, a zarazem zabawna maskotka klubowa.
poniedziałek, 5 listopada - jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.
wieczór, który będę wspominać z ognikami w oczach i uśmiechem szerokości szafy czterodrzwiowej.
mimo przegranej, mimo zmiecienia Resovii z parkietu, jestem dumna.
całokształt, żywiołowość i chęć walki zupełnie mnie zaspokaja.
każda minuta, każda akcja, każda 'cieszynka' po zdobyciu punktu wywołała wypieki.
widok rzeszowian, którzy na dzień dobry przywaliliby w framugę moich domowych drzwi, przyprawił o smajl.
bliskość pana zielonookiego o zniewalącym zapachu pobudziła zmysły.
epickie wkurwienie rozbawiło mnie do łez.
reasumując - rozpalona i naćpana feromonami przez cały mecz.
nie mam autografu, nie mam zdjęcia z jakimkolwiek zawodnikiem. nie szkodzi.
wystarczą mi same wspomnienia.
Resovia. Forever.
+ Nat, już więcej z tobą nie piszę w trakcie spotkania! C: