photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 GRUDNIA 2006

to było... coś ;)

Ej, nie ma bola, ale jazda. Dzisiaj po raz pierwszy zostałam na improvers level na salsie. Jestem całkowicie wykończona, nie wiem jak mam na imię. Ale jestem równie podekscytowana i uszczęśliwiona :P Oczywiście, jak to na pierwszy raz, średnio mi szło, ale będzie lepiej. Wystarczy ugiąć kolanka i być mniej sztywnym, prawda? :) Raaaany, ale nie ma porównania do beginners. Co minutę nowy krok, co pięć minut zmiana partnera. No właśnie, partnerzy. Na ten poziom przychodzą już tacy bardziej obcykani, a niektórzy to już całkiem obcykani. Z niektórymi strasznie dziwnie się tańczyło, jeden koleś niby jakiś wypasiony tancerz ale jak dla mnie w ogóle nie do rytmu tańczył, więc myślałam, że umrę, zanim zmienią pary. Na dodatek robił zupełnie co innego, niż pokazywał teacher, wymyślał jakieś dzikie kroki i w ogóle :P Z jakimś Chińczykiem w ogóle nie mogłam się dogadać i cały czas miał niezadowoloną minę, ten był najbardziej traumatyczny. Innego kolesia ciągle głaskałam po włosach, zamiast przełożyć rękę nad jego głową :P Ale nic to, bo z kilkoma naprawdę tak fajnie sie tańczyło... w tym z teacherem, ale jazda :P Zaczęłam się już nawet powoli wczuwać w moją rolę w parze, "followera" znaczy się. No bo mam taką dziką tendencję do dominacji, a ja mam tylko robić to, co mi każą, jak się tańczę salsę :) No, przez pierwsze pół lekcji jak na pierwszy raz to naprawdę mi nieźle szło (oczywiście zależało od partnera dużo), potem byłam już tak zmęczona i skołowana, że wszystko zaczęło mi się mieszać i trzy ostatnie piosenki to już trauma była :P Wróciłam do stolika cała roztrzęsiona :P, potem jednemu kolesiowi powiedziałam, że nie mam siły tańczyć, z drugim spróbowałam, ale szybko przestałam, bo dwoiło mi się w oczach :P O rany rany. Ja chcę, żeby jutro był wtorek!!! ;) Sami widzicie, że za chwilę wybuchnę z emocji tanecznych :P Wczoraj też napisałam notkę, ale się skasowała. Skrót: kupiłam sobie za pięć funciaków dwa filmy DVD, taka promocja w sklepie na Albany Road. W ogóle to Albany Road jet wyczesana: Iceland, Tesco i Kaczuszka koło siebie, gromadka Charity Shopów plus kilkanaście innych fajnych stores - no wypas. Wracając do filmów, tytuły: "You've got mail" (wiem, puszczali 2342387467382 w TV, ale jakoś nigdy się nie dorwałam) + "Master and Commander". Oglądnęłam pierwszy. Nie wiem po co, bo to komedia romantyczna, znów mnie wpędziła w humor p.t. "nikt mnie nie kocha". Jeden tylko pożytek (?) z tego był: nasłuchałam się Głębokiego, Męskiego Głosu Toma Hanksa :P Talking of men's voices, garść faktów: - Hindusi mają zwykle głosy jak gumowe kaczki (zdaję sobie sprawę, że to nieco dziwne porównanie, no ale jak to jakoś brzmi... tak piskliwie i wazeliniarsko zarazem... no dobra, to trzeba usłyszeć :P). Oprócz Shah Rukh Khana, rzecz jasna :>>> - Brytyjczycy mają zwykle bardzo ładne głosy - Z Polakami różnie bywa. Tja, chyba i ta salsa zaszkodziła na mózg :P A jutro mam randkę z naszym nauczycielem z pre-sessionala :P Kidding, of course, ale w każdym razie umówiliśmy się na hot chocolate. Potem idziemy na Bonda z pre-sessional gang. Strasznie się cieszę, bo nareszcie jakaś większa grupa się zbierze. Tęsknie za nimi jak się nie widujemy, tacy fajni są :) W piątek najprawdopodobniej będę nocować u Shyamini, gdzie zostanie mi zaserwowane indyjski kurczak curry (tyle że z odpowiednio do mnie dostosowaną ilością przypraw :P) i oglądniemy Lilo&Stitch (kupiłam na ebayu) i tego Pana i Władcę. W sobotę natomiast CHristmas Dinner. Ale fajny tydzień. W ogóle to ostatnie dwa tygodnie były fajne, nie to, co tydzień po przyjedzie... nawet nie chcę go pamiętac :/ No, to ja może pójdę spać. Aha, w naszym kiblu ktoś rozpaprał sami-wiecie-co po podłodze i ścianach, jak to zobaczyłam w nocy, to myślałam, że się porzygam na miejscu. Cleaning service naszego hallu odmówił wyczyszczenia tego i tak to zostawili. Jak do jutra nie zniknie, powinni wezwać jakieś służby, które to zdezynfekują, a my zapłacimy "huge fine". Super ekstra, nie ma co. ----dwie godziny później---- No, właśnie skończyłam zmywanie naczyń z Jasonem. Początkowo ja się wzięłam za mycie właściwe (bo jak oni myją, to jest tak samo brudne, jak wcześniej), a Jason za wycieranie, ale wkrótce okazało się, że jak będziemy dalej utrzymywać ten podział ról, to będziemy zmywać do rana. No to się zamieniliśmy i w rezultacie mamy brudne naczynia opaprane płynem do zmywania, ale za to więcej spania ;) Jutro idę też kupić próbną figurkę Warhammera, którą pomaluję farbkami wyżej wspomnianego kolegi. A co, należy mi się za barszcz z uszkami, którym go niedawno uraczyłam :P Mam już exam timetable. Mam trzy egzaminy: 17, 20 i 24.01 plus essay 1200słów na 10 stycznia plus coursework na też pewnie coś koło tego. W sumie nie jest źle. Chyba. Mam nadzieję... ;) OK, idę spać, jutro Księgowość o 9, nie chcę zaspać, bo LUBIĘ KSIĘGOWOŚC :>>>>

Komentarze

pyciak Zmywanie naczyn z jakims gosciem.
Gowno w kiblu. Hm... to jest chyba zycie studenckie! Dlaczego nie ma Cie na skypie?
06/12/2006 20:59:11
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika evera.

Informacje o evera


Inni zdjęcia: Chamonix ajusiaAlpy ajusiaAlpy ajusiaAlpy ajusiaŚlimaki ajusiaAlpes ajusiaAlpy ajusia21 / 07 / 25 xheroineemogirlxZ kolegą nacka89cwaSynuś nacka89cwa