Spotkałam się z Markiem (spominanym tu już nauczycielem) w Starbucks. Nigdy wcześniej nie byłam w Starbucks. RANY JAKĄ MAJĄ PYSZNĄ GINGER COFFEE. I w takich dużych kubkach. Podoba mi się.
Uczyłam Marka polskiego. Do tej pory poznał następujące wyrażenia: o kurde, żartujesz, cześć, przepraszam, dziękuję, proszę. Czyli w sam raz na podtrzymanie konwersacji :P
Poem byliśmy z pre-sessional gang na Bondzie. Daniel Craig czy Craig Daniel - jak mu tam jest, nie pamiętam, w każdym razie jak dla mnie wporzo Bond. Film natomiast jako film taki sobie. Nie jest źle, ale nie jestem zachwycona.
W czwartek poszliśmy na salsę i Christmas Party w jednym do Risa Bar. Było... dziwnie :P Fajnie, bo jak jest salsa to zawsze fajnie, ale wolę Cubę. Dancefloor jest wielka, ale podzielili nas na trzy grupy i nic nie było słychać tej dziewczyny, która nas uczyła. Poza tym więcej niż w Cubie było niskich, krępych, starych gości, z którymi nie żebym jakoś uwielbiała tańczyć. No i na świąteczną lekcję wybrali jakieś dzikie ruchy :P Po lekcji zwyklej salsy jakiś koleś z Włoch uczył nas Bachaty. Eee, dosyć 'śmieszny' taniec... :P Kama, próbowałaś kiedyś bachaty? ;)
W piątek nocowałam u Shyamini, oglądnęłyśmy jakiś amerykański pompatyczny film o trenerze koszykówki z amerykańskiej high school (bleee) i Cindirella Man. Tgo ostatniego końcówkę oglądałam przez palce... boks to jest wyjątkowo głupie przedsięwzięcie :)
Na razie tyle.
====kilka h później====
Znowu to zrobiłam. We were having a nice Christmas dinner with my flatmates. Posiedziałam 1,5h a potem spanikowałam i ukryłam się w pokoju przed byciem jedynym nie-native-speakerem w towarzystwie. Wiem, że to wyjątkowo głupie. Ale takie mam instynkty dzikie.