Siedziałam do 3 w nocy u Bereniki i Alka. No co tam. Berenika zrobiła taki pyszny koktajl (poncz?) z jakiegoś owocowego drinka, soku pomarańczowo-grejpfrutowego i mnóstwa owocków. Mniam mniam mniam. Potem Alek pojechał do Sainsbury po karty, piwo (i przy okajzi kupił mi wodę? :P), ale było tylko to ostatnie. No więc narysowaliśmy karty i graliśmy w tysiąca. Nie skończyliśu (ale ja wygrywałam, żeby nie było), wcisnęli we mnie piwo, które było tak gorzkie, że mnie wykręcało. Potem poszliśmy do naszego Uni Baru i rozpoczęłam naukę snookera, nawet mi się coś zaczęło udawać. Tam wypiłam Archers z lemoniadą. I to był mój błąd. Potem wróciliśmy (o 12 w pubach tutaj chodzą spać), została mi wciśnięta smażona wołowina z exotic mushrooms (mój kolejny błąd) no i tak zostałam do 3 rozmawiając i oglądając zdjęcia.
Fajnie było. Tyle, że potem cholernie źle się czułam po tej mieszance różnych płynów i prowiantów. No i nic się nie pouczyłam.
Na zdjęciu dzisiejszy stan mojego pokoju. A jeszcze przedwczoraj było tak ładnie.
W planach na nastęny tydzień Monopoly i kasztany jadalne z Sainsbury (obczaiłam, jak ostatnio byłam).
Rany, dlaczego siatkówka musi być dzisiaj?! :(