Napisane 3 kwietnia..
Wspominam czas spędzony w Polsce choć od kilku dni jesteśmy już w domu. Za każdym razem gdy zbliżamy się do granicy, żegnam ojczyznę z mokrymi od łez policzkami. Płaczę zawsze.. I zawsze powtarzam, że powietrze w Polsce pachnie inaczej, lasy są inne.. A mimo to wracam do miejsca, gdzie też czuje się dobrze. Mam swoją przytulną kuchnię i możliwość decydowania o wszystkim. Czuję się pewniej, doroślej, lepiej. Choć kilka dni wśród naszych najbliższych zawsze pomaga i wracam z większą siłą do działań. Z doświadczeniami, przeżyciami, które gdzieś tam w sobie skrywam.
W sobotę wybrałyśmy się do kościółka na święconkę. Wysprzątałyśmy groby i zapaliłyśmy znicz Dziadkowi..
Był to czas rodzinnych spotkań, nie zawsze wnoszących pozytywny odbiór. Moi najbliżsi to Oni. Mój Konrad i moja Kaja. Dorosłość czasem potrafi zrozumieć coś, czego nigdy nie chciałoby się zrozumieć, doświadczyć. Jednak życie jest chwilą i póki trwa, niech będzie lżej, lepiej. Dla mnie już nie, nigdy. Dźwigam głaz wspomnień który przygniata mnie na każdym życiowym zakręcie. Ale nie poddaje się, mam dla kogo podnosić się z łóżka z uśmiechem i ofiarować miłość.
Dziś byliśmy w kościółku. Kajuś była głośniejsza od księdza i śpiewu wierzących. Nie potrafiłam jej uciszyć a zabawnym minom nie było końca.
Ludzie rozbawieni, rodzice nieco zawstydzeni rozbrykanym dzieckiem. Cóż. Po mszy popędziliśmy na plażę, wiosna zawitała na dobre. Mój kaszel dalej chce mnie udusić. Ale dziś już więcej nie pisze. O niczym
Zero ładu a oczy uparcie proszą o sen. Dziś śpię z mym Okruszkiem, tatuś w pracy a więc nic nie stoi na przeszkodzie.