Tamtą notkę napisałam na pół śpiąc, ale słowa chyba wypłynely mi z podświadomości , gdyż dopiero czytając je po raz dziewiąty stwierdzilam, że są cudownie trafne. Siedze sobie teraz z cholernie czerwonym nosem, od tych wrednych husteczek, z lekko zapuchniętymi oczami. Depresja? mozliwe. Bo zbyt dlugo się to utrzymuje. Ostatnio wyczynem dla mnie staje się wstać z łózka i pójśc coś zjeśc, bądz się uczesać..Nawet moi najlbliżsi przyjacieele nie są w stanie wycisnąć ode mnie powodu załamania się warstwy mojego świata.. Każda kolejna chwiila zamiast przynosić ukojenie dobija gwóźdz do trumny.Samotność. Znasz ją? Bo ja nie. Wokół mnie wielu przyjaciół, każdy dzień zajęty. Nie mam czasu na samotność.Ale za tym wszystkim stoi pustka..Coraz bardziej zamykam się w sobie, coraz szczelniej. Ciężko wciąż udawać przed ludźmi,że jest ok. Cieżko śmiać się gdy za chwile masz ochote wybuchnąć płaczem. I przychodzi taki moment, kiedy wiatr rzeczywistości przewraca ten pieprzony domek z kart.Tak, to ten moment, właśnie ten.Śmierć serca i depresja duszy.Takie dziwne uczucie,że jestem, ale jednak mnie nie ma. Mówisz, że mnie z tego wyciągniesz. Że mam Ci zaufać.Ale powiec, gdy podam Ci swoją dłoń, jaką będę miała pewność, że nie pociągniesz mnie w dół? To tak, jakbym kopała pod sobą dół, zapominając o tym, że później z niego nie wyjdę. Nie moge przyznać przed sobą, że potrzebuję kogoś, kto poda mi rękę i wyciągnie z dziury. nie potrafiłe zaufać nikomu na tyle, aby podać mu dłoń. Boje się, że mi ja urwie, odgryzie, albo tylko się zaśmieje i puści. A ja bede zmuszona kopać głębiej i głębiej. Już wiem, że moja rzeczywistość nie jest usłana różami i ciągle muszę trzymać łeb w dół by nie wdepnąć w jakieś gówno, szkoda tylko, że moje ego każe mi iść z głową w górze. Chciałabym zasnąć i się nie obudzić, ale nie moge- serce mi tak napierdala jakby miało mi połamać żebra .Ono się właśnie rozsypało..
Leżę na deskach ringu znokałtowana przez Życie.
Przytulenie potrafi być bardzo skutecznym balsamem emocjonalnym . ale przez gg się nie da..
Dzień 46
-nie jedziemy!-mówi wściekle moja mama,trzaskając drzwiami.
-Ale,że wcale?-pytam sszokowana.
-Ze dziś.Mechanik powiedział,że dopiero jutro naprawią nam auto.
-Jeeest!-wybucham śmiejąc się.Dostałam jeszcze jeden dzień w prezencie!Dostrzegam mine mojej mamy. chyba tak własnie patrzy zabójca na swoją ofiarę.
-Wiesz,że przez to nie zdąrze wrócić do pracy?!-wkurza się,jakbym to ja zepsuła auto.
-pomyśl o tym inaczej. Co gdyby zepsuła nam się corsa na autobanie?
-Prr-prycha tylko i drepta do pokoju.Od razu wyciągam telefon i dzwonie do alana. Pytam o której sie spotykamy,skoro mam jeszcze jeden dzień.
-Sorry wika.Umowiłem się już dziś.-słysze w odpowiedzi. Jeżeli kiedykolwiek miałam serce, to w tamtym momencie mi pękło.Rozłączam się, padam na łóżko z zamiarem ryczenia, ale chyba wszystkie łzy już wylałam.Leżę, patrzę w sufit, i rozmyślam. Może pięc , dziesięć minut później moje rozmyślenia zostają przerwane.
-wika!wika!-słysze jak Jessica wola mnie przez okno.Wychylam sie i zamieram.-hahahah.cicho nic nie mów!-dodaje,widząc moją mine.Patrze jak dziesięc,dwanaście głów usmiecha się do mnie.I nagle, dwanaście zebranych moich przyjaciół zaczyna mi śpiewać,pod oknem piosenke, jak sądze, napisanych przez nich.gdy pojawia się fragment po Polsku,chwytam się za brzuch i trzęse się ze śmiechu.jessica pewnie w premedytacją wybrała takie trudne słowa.Ze swojej piosenki, płynie przechodza w Xaviera Naidoo.Beczę, jak dzieciak. Alan, Jessica, Denis, Noe, Ralf, Kristina, Kathrina, Ditmir, Christopher, Marcel, Lea i Kris..ludzie których kocham. Ludzie,których musze stracić..
Nagle z tłumu, wychodzi Ralf i "rapuje" wymachując rękoma,i śpiewajając po Polsku:
-Gdzie są lody?
-W lodówce!-odpowiadają mu wszyscy śpiewając.
-a olej?
-O niee !-krzyczę do nich,wiedząc co chcą odpowiedzieć
-w olejowni!-przekrzykują mnie.A ja zdaje sobie sprawę,że minął lata, a może wieki a moja pomyłka będzie wciąż zywa xD Ralf wycofuje się, jego miejsce zajmuje Marcel.Nie zauważyłam nawet kiedy ubrał perułke.
-Bejbeee, beejbe, bejbe oołł. -wyje piskliwym głosem naśladując Justina.Patrzę jak podchodzi do niego Alan, i popycha go lekko.
-To mój moment!-mówi piskliwym głosem.
-dupa,dupa!-odpowiada po Polsku Marcel, naśladując mnie i mój ukochany tekst.Będe zmuszona później zamordować Jessicę.Ktoś szybko zarzuca Alanowi blond perułkę, i patrze, jak dwoje chłopaków nienawidzących się,obejmują się ramionami i wyją, dosłownie wyją, Beeeejbee, beejbee oł.Nagle przed nich wkracza,robiąc pół szpagat Noe z Lea. Zaśmiewam sie do rozpuku, gdy Noe próbuje zrobic Moonwalk a Lea chwyta się za piłkę( bynajmniej mam nadzieje,że to była piłka! xDD ) umieszczoną w spodniach i wykonując gesty ala MJ. i przy okazji śpiewają Bealy Jean. Następnie Denis, Jessica,Kris i Christopher wyją alors on danse.Gdy kończą refren,a kiedy dostrzegam Kathrinę i Kristinę przebrane w tradycyjne Buddyjskie stroje, wiem już ,że teraz musze nastawić się psychicznie na zawał. xDI tak jak myślałam,tańczą do mojej, tylko mojej piosenki ! XD
-Omm Mani Padme Huuuum!-słyszę, i smieję się patrząc na to co wyczyniają z hustami. Dołanczają się wszyscy i , o zgrozo, dostrzegam ,że ja też spiewam.Na koniec, swojego przedstawienia spiewają piosenkę z HSM chyba2 xD Nie chce nawet wiedzieć, skąd ją znają xD gdy kończą, sami sobie bija bravo i śmieją się w nieboglosy.biegnę szybko do nich,każdego z nich przytulam mocno,dziękując im.smieje się z nimi przez łzy. Zdzielam , dla zasady, Jessicę xDI wszyscy przenosimy się na ognisko, do Kathriny.Tam razem z Noe, Jessicą i Lea płaczemy,że to ostanie nasze ognisko.Dopiero tak mam okazje zrąbać Alana,że tak mnie przestraszył.
-Mówiłem jessice,że to zły pomysł. Ale z drugiej strony, jak mogłaś w to uwierzyć?
Siedzimy do 3 nad ranem,przezywamy wszystkie przygody jeszcze raz, wspominamy i ostatni raz cieszymy się,że mamy siebie. Teraz siedzę w domu(04:02:12),popłakuje sobie przy szampanie i czekam na Alana, który odwozi właśnie wszystkich.To naprawdę ostatnia taka noc?;((((((