Pozostawiają po sobie nidosyt. Nie ważne, ilu by ich było i ile orgazmów możnaby przeżyć, na koniec zawsze pozostaje taka nieznośna pustka. Trzeba ją ukryć, a jakżeby inaczej. Schować za maską obojętności i sarkazmu. Oczywiście. Trzymać się wersji "ja się nie zakochuję, ja nic nie czuję, ja nie umawiam się na randki, mnie nie zależy." I to działa. Naprawdę. Ale tylko dlatego, że przemożnie jest się zakochanym w kimś innym. W kimś, kto jest poza zasięgiem naszych myśli i uczuć. W kimś, kogo nie możemy mieć...
Tyle, że nie powiemy: "Ja cię nie nienawidzę, wciąż cię kocham.", bo to upokarzające ujawniać po raz kolejny uczucia przed kimś, kto ma je głęboko gdzieś.