Po tym weekendzie śmiało mogę powiedzieć, że te dwa dni, to najgorsze dni mojego życia...
SOBOTA
Dlaczego najgorsze? hah... bo ostatecznie zerwałam.. hm ktoś zerwał kontakty ze mną. I ta osoba wymyślała niestworzone powody zamiast powiedzieć szczerą prawdę (czyt. mam Cie dość).
"bo mam problemy, bo stanie w banie". Jak ja mam problemy to potrzebuję kogoś bliskiego, potrzebowałam jego. Zwłaszcza ze wierzyłam w to ze sie uda, na pytanie: "bardziej chcesz czy nie chcesz?" odp była "bardziej chce". Narobiono mi nadziei. Jak zwykle...
Jakby tego było mało dowiedziałam się czegoś przykrego o bardzo bliskiej mi osobie... Raczej ma "pączkującego" raka... żeby było weselej... ledwo tą osobę poznałam. Wyniszczony organizm totalnie, łzy same napływały mi do oczu choć starałam się je ukryć, byłam zszokowana jak raczydło może szybko wyniszczyć człowieka, człowieka który był ze mną bardzo długo i jest dla mnie ostatnią ostoją gdy u rodziców nie mam wsparcia. Ta osoba odchodzi..
Generalnie w pon mam spr który jest dla mnie mega ważny. Niestety spr zawale ze względu na to że cały wieczór przeryczałam po cichu.. W nocy nie mogłam spać. Żołądek z 1,5 l osiągnął rozmiar może 0,1l... wszystko co zjem, nawet co wypije np łyk herbaty mam ochotę zwrócić.
NIEDZIELA
Godzina 6 już byłam na nogach. Ledwo wyczłapałam się z łóżka i znów zaczęłam ryczeć. Sprawdzam fona z przyzwyczajenia... nic... na serio jedna osoba już o mnie chce zapomnieć. I zapomniała.
Śniadanie... wmusiłam w siebie 4 skibki chleba a każdy kęs był dla mnie mega bolesny. Jakby w ciągu kilku dni przełyk skurczył mi się tak że nic przez niego się nie może przedostać.
W szpitalu było troche weselej. Cieszyłam się że mogę odciągnąć się od rzeczywistości... niestety to było tylko chwilowe złudzenie, pan ordynator chyba coś przed nami ukrywa i nie chce powiedzieć zanim nie potwierdzi tego badaniami. Może to coś gorszego żeby dopierdolić mi zmartwień?
na fonie sms... szok. Nie byłam w stanie nic pisać. Znowu zaczęłam ryczeć. Brak sił i totalny rozpierdal psychiczny i emocjonalny. Nie wiem czy czuje ból czy radość... W koncu odpisałam... przez cała drogę powrotną do Pń sprawdzałam fona... "a moze teraz mam smsa?" "a moze teraz?" ...
znowu nic.
Namówiłam rodziców na łażenie po sklepach... nagle patrze... osoba która zatrzasnęła mi drzwi do swojego życia przed nosem. Jakby nigdy nic odzywa się i rozmawia na luzie. Byłam tak zestresowana że miałam mroczki przed oczami. Nie chciałam go znowu zobaczyc.! Nie chciałam znowu o nim myśleć!
GODZ. 18:40
rycze...