Mieszkam w fantastycznym miejscu: niedaleko park, obok schronisko dla zwierząt, pizza na wynos, chinski takeway pod bokiem, naprzeciwko sklep prowadzony oczywioscie przez muzułmanow otwarty juz od 5 rano (wybawienie gdy sie nie zrobilo nic do pracy poprzedniego dnia i jednoczesnie sie zaspało by jednak przygotowac cos jadalnego do kołchozu pracy), dwa kościoły, poczta, solarium (nie korzystam!) , jeszcze parę sklepow, pub . I to wszytsko pod bokiem. A przede wszytskim one: dwa cemtarze. Piekne, przestronne, z cudownymi alejkami, widokami, starymi nagrobkami i ławkami na ktorych mozna usiąśc i zawsze podumac nad komplikowaniem spraw prostych . Gdy wyciszam się na tym jedeynym miejscu gdzie ejst tak wiele zycia mijaja mnie młode matki z dziećmi, wielbiciele psów z czworonoznymi przyjaciółmi, nastolatki skaracjący sobie droge z impreze na impreze drałując na skróty przez cmentarz. Cudowne cmentarze. Czyzby anglikanie mieli wiecej dalekowzorcznosci zeby zaplanowac dobrze chronione i przestronne cmentarze, ktore jednak nie straszą nawet umarlych? Jak dla mnie to jest kolejny dowod potwierdzający moja hipotezę ze katolicyzm jest zbyt histeryczny, nawet jesli chodzi o planowanie przestrzeni cmentarnnej (vide: cmentarz na ul. Bakałarzewskiej).
Te dwa nagrobki pochodza z 2 pol. XIX w. Aż chciałoby sie odczytac nad nimi jakis wiersz Edgara Allana Poe.
Deszcz nie padawięc będzie bez puenty. Idę na cmentarny spacer.