Witam po 2 tygodniach nieobecności! Miałam w sumie wieczorami
czas na napisanie tutaj czegoś, ale zwyczajnie brakowało mi na to
mocy i stwierdziłam, że 2 tygodnie odpoczynku mi się przydadzą.
A jeśli spojrzycie na zdjęcięcie to od lewej zobaczycie Marysię na
Krajanie, Darię na Choinej, Sandrę na Cheri Lady, mnie i Krilana,
Justynę na Kaliforni, Agę na Umbri i Wiktorię na C Ramzesie.
Jeśli bym miała podsumować teraz te 13 dni w Zastawnie, pracę
tam i tak dalej, to niestety, nie udałoby mi się to. Każdy dzień był
na swój sposób fajny i mimo tego, że jestem osobą, która dzieci
nie lubi i to bardzo, to trafiła się ogarnięta grupa. Był tylko jeden
fenomen, nie tylko dla mnie bo dla reszty też, zwłaszcza dla tych
dziewczyn, które ta jedna osoba trochę przeraziła. Ale dobra tam.
Praca całkiem przyjemna po za kilkoma rzeczami, no ale życie.
Pierwszy tydzień zleciał na jeździe na Krilanie, gadaniu z owymi
dzieciakami, śmieszkami z nimi bo zabawne dziewczyny się trafiły
i takie agentki jakich mało. Kilka jeżdżących tak, że aż chciałoby
się mieć dosiad jak one. Drugi tydzień się ciągnął ze względu na
jedną rzecz, ale dobra. Muchy wkurzały nas 24/7, jak w nocy nie
wleciał jeden szerszeń do któregoś pokoju to nie było atrakcji i
darcia się i wołania Sandry czy Wiktorii żeby go zabiły. Ogółem
spanie na materacu i spadanie z niego w nocy całkiem spoko, bo
po 4 dniach miało się dość swojego baraczku zwanego później
przez nas "ruską willą" i się wyniosło na górę do dzieciaków.
Ogółem Krilan sobie okulał i to chyba przez otarcie, ale za to
poznałam fajną 6 letnią kobyłkę Umbrię i na prawdę dobrze mi
się z nią współpracowało. Jeździłam na niej w tereny, skacze
jak sportowiec, z zapasami i leci do przodu, co w terenowym
galopie bardzo na plus. Na padoku już do galopu nie chętna, ale
udawało się nam coś potuptać. Na pławieniu miałam okazję na
Cheri Lady pośmigać i też fajna klacz. 5 lat, bardzo wysoka i
lubiąca taplanie się w wodzie. Matka tego uroczego źrebaka, o
którym tu kiedyś pisałam. Ogółem w Zastawnie mają fajne konie,
zawsze mieli. Wróciłam w sobotę po południu, byłam wtedy pod
wieczór pojeździć autem z Kubą, Grzybkiem i Brandonem. A za
to wczoraj trochę lani i po 16 kierunek Wilamowo z tymi samymi
panami co w sobotę. A dzisiaj kosmetyczka, zakupy to tu to tam
i różne takie. 2 tygodnie bez swojego autka, to trzeba trochę je
rozruszać. Byłam z Klaudią i psami na spacerze, kupiłam sobie
sześciopak Coron, coś do jedzenia i szukam filmu lub serialu.
A na czwarty turnus nie jadę, nie mam mocy na to i w sumie
ochoty po niektórych sytuacjach i tym, że robię niektóre rzeczy
nadprogramowo i uważam, że nie należą one do tego, co robić
miałam opiekując się dziećmi na obozie. Szukam zastępstwa,
ale nikt nie ma chęci tam jechać albo ma inną robotę już. A tak
po za tym to 5 sierpnia lecę na premierę Legionu Samobójców,
6 mam impreze rodzinną a potem gdzieś w weekend spotykam
się w Gdańsku z Sandrą i Martą, fajnie. A jeszcze w międzyczasie
lecą na Jarmark Dominikański, więc.. miło.
Bang!
A wasze blogi nadrobię.. na dniach.