Kolejne ze zdjęć mojgego autorstwa z lipcowego meczu między
Lechią Gdańsk a Juventusem. Na zdjęciu numer 7, Simone Zaza.
Tak bardzo chciałam napisać coś na tą Onomastykę wczoraj, że
ostatecnie nie napisałam nic. Muszę spróbować w końcu dzisiaj
coś tam dopisać do tego co mam, to wtedy będzie mi już lżej..
A dzisiaj pobudka po 5, wyjście z psem, zamarznięcie z powodu
jakichś -20 stopni na dworze. Dajcie mi już lato i te +30 stopni.
W domu ogarnianie się, śniadanie i na 7:39 na autobus. Jak to
zazwyczaj bywa, jechałam z Nelą i Michałem. W Elblągu jak to
ostatnio bywa wysiadka na rondzie i szybko na tramwaj. Nim
na Plac Grunwaldzki, kawałek z buta na uczelnię. A uczelnie nie
ogrzana, w autobusie już mi było cieplej. Skończyło się tym, że
zarówna ja i cała reszta, siedzieliśmy cały dzień w kurtkach..
Na dzień dobry Literatura ze starszą profesorką, której głos nas
usypia. Trochę przegadałam z dziewczynami, trochę posłuchałam,
trochę pograłam i jakoś to zleciało. Oddam moją drugą śledzionę
za to, żeby tych zajęć nie było już w drugim semestrze, bo umrę.
Na koniec WOK, nie było tych co mieli prezentacj, więc facet nam
pokazał wybraną przez nas prezentację z trzech przyniesionych
przez niego. Trochę śmieszków na niej, chwilę ona zajęła, więc
skończyliśmy jakoś chwilę po 13, to Daria dobry człowiek mnie i
Kamilę podrzuciła na dworzec, więc na 13:45 na autobus udało mi
się zdążyć. W domu po 14, zabranie tego co trzeba i z dziadkiem
na miasto.. miałam prowadzić, ale dzisiaj wszystko wypada mi z
rąk, w zwłaszcza mój telefon, więc wolałam nie. Lepiej nie pytajcie
jak akutalnie wygląda ta ochronna szybka na moim telefonie..
Zakupy w Lidlu i do siebie. Obiad i czekanie na księdza z kolędą.
A pies wygrał wszystko - zobaczył proboszcza i zaczął najpierw na
niego warczeć, a potem szczekać. A teraz.. idę obejrzeć Teen Wolf,
potem spacer z psem i serio, wezmę się za tą Onomastykę. A jak
pomyślę, że jutro mamy zajęcia ze środy i mam do 16:10 kisić
dupę na uczelni, to mam ochotę strzelić sobie w łeb.
Bang!