Już chciałam się drzeć, że nie mam co wrzucić, ale zobaczyłam na pulpicie te
3 zdjęcia. Na dzisiaj jest co, a jutro zrobię jakieś zrzuty, bo można by było w
końcu dodać trochę rapsów, a nie tylko piłkarzy. Ale zobaczy się..
No tak jak postanowiłam, nie poszłam do szkoły. Spałam do 10, a koło 11
dopiero się zwlokłam z łóżka. Okazało się, że przed 7 rano wychowawczyni
napisała mi smsa, że mamy sprawdzić plan III D bo do nich my, którzy nie
pojechaliśmy zostaliśmy dołączeni. A ja śmiech, że nikt od nas z klasy i tak
nie szedł i odpisałam jej, że `dziękuję, ale dopiero się obudziłam :)`, ehehe.
Chciałabym widzieć jej minę, ale kit z tym, haha. Ogarnęłam się, mama
spała, a ja wzięłam się za sprzątanie swojego pokoju. Wszystkie kurze
powycierałam, szafki i półki lśniące. Potem mama tylko odkurzyła, bo ja i
odkurzacz to złe połączenie. Ale z płytą Prototyp Kajmana się lepiej sprzątało.
Potem z psem na dwór, pomęczyłam go skokami przez ławkę i poczekaliśmy
tym samym na dziadka. Obiad, po 14 zaczęłam się ogarniać i przed 15 na
konie. Jeździłam Hipcia, fajnie. Niemalże całą jazdę był tak wkurzający, bo
Hipicio jest taki `nie ma kupy na początku jazdy, nie ma ładnego chodzenia`.
Wkurzył mnie trochę, bo ciskanie go łydkami i w końcu batem nic nie dawało,
żeby w kłusie nabrał tempa. Na drągi ja najeżdżam na nim prosto, a ten na
nich odchył w lewo i idzie na ich skraju.. W galopie też jakiś cudowny nie był,
bo nie galopował szybko jak to on. Ale jak kurde przyszło `kupa time`, to
Hipcio nabrał jakiejś mocy i dzida w kłusie była, że nie szło go zahamować,
sam rwał się do galopu to jeszcze z nim z kółko tego galopu zrobiłam. I Ala
sama się śmiała, że Hipcio taki dziwny jest z niektórymi rzeczami. Ale i tak
go kocham, do żłobu później dorzuciłam mu dwie marchewki, ale cii. Sprzęt
zgarnięty i pomyty, potem kuce i hucuły z pastwiska do stajni pozganiałyśmy.
Potem poczekałyśmy chwilę i duże konie do stajni. Nigdy więcej nie prowadzę
tej debilki Tracy. Sadziła mi się po drodze na Madisona, który szedł za nią i
jeszcze próbowała polecieć za Arkadią i Luśką, które szły same i latały po
wszystkich padokach. Czasam te kobyły to tylko w łeb trzepnąć, bo sił brakuje.
Po 17 w domu, gorąca kąpiel, jakieś szybkie pomalowanie się i do dziadków,
bo goście z Litwy już przyjechali. Z serii `wszyscy gadają po rusku, a Pusia
siedzi i rozumie tyle, co nic`. Mama z babcią mi za tłumacza robiły, hahaha.
Nie, dobrze się czuję z tym, że jednak naukę ruska w gimnazjum mimo
chodzenia na niego miałam głęboko w czterech literach. Milion razy wolę
angielski i niemiecki, gdzie po angielsku pogadam i pogadam, po niemiecku
kilka jakichś podstawowych zdań skleję. Jeszcze jak na własną rękę nauczę
się gadać płynnie po włosku, to będę szczęśliwa. A wręcz przeszczęśliwa!
Przed 20 do domu, jeszcze z mamą do Biedry zaszłyśmy i z psem małą rundę
w koło osiedla zrobiłyśmy. Stwierdziłam, że czas na Supernatural mam w
tygodniu, więc dzisiaj film. Chciałam 22 Jump Street obejrzeć, bo znalazłam
go na zalukaj, ale nie działa mi. I narodził się pomysł obejrzenia jakiegoś
filmu z Johnnym Deppem, ehehe. Padło na Jeździec Znikąd. Johnny <3
Czekam, aż mi się chociaż godzina jego naładuje, bo póki co to ładowanie
idzie bardzo opornie. Czyli zdążę na spokojnie te kilo tapety co mam na
twarzy zmyć, przejrzeć kwejka i pewnie przejrzeć tumblra pod jakimś tam
tematem co sobie wybiorę. Więc film.. a jutro mecz, w końcu!
Baang!