14 czerwca

A cóż to za skarbuszki maluszki? Pytały wtedy "kiedy przyjdzie tatuś?" Do tej pory nie przyszedł. Za to małpy rozgryzły tajemnice poidełka, dosłownie. W sobotę szybka akcja wieczorem po nowe poidełko, które już.. obryzły. :P Takie to krowy. Konrad ma jutro załatwić trociny dla nich, żebym nie zapomniała mu przypomnieć. Jutro poprawiam majce na 3, z kochanych ciągów arytmetycznych, nie chcę, nie umiem. A we wtorek zdajemy biol na 4, też mi się nie chce, ale 4 ładnie wygląda. I tak paska nie będę miała, a i tak mam ponad 4, więc poziom utrzymuję. I we wtorek nieoficjalnie kończę chodzenie do szkoły. Dzisiaj wstałam o całej przed 7 i zdążyłam wyprasować pranie, zjeść śniadanko i pojechaliśmy na rajd. Jak dostałam kamykami po nogach to przestałam się śmieszyć. Tak żebyśmy się wynudzili to 37 auta chyba i zabraliśmy się i pojechaliśmy do domów. Tak czekaliśmy aż wszyscy Ci, którzy pojechali na rajd rowerem, powrócą. Zebraliśmy się i pojechaliśmy nad wodę. I dziś było fajnie, bo było ciepło, ale nie tak strasznie, wiał wiaterek i woda była ciepła. Jesteśmy z Konradem totalne dzieci, bo dzieci nie bawiły się w wodzie tak jak my dziś. Wyszliśmy przemoknięci i zziębnięci, bo zaczęło wiać. Fajnie było, fajnie. Potem w domu się zorientowałam, że na rajdzie spiekło mi część pleców. Znowu część. I jak wróciłam, to były już dzieci, posiedzieliśmy i się zmyli. No i w sumie tyle dziaj. Znowu będę musiała zacząć myć się w zimnej wodzie. Fajnie, że mam możliwość się tak opalać.

Wczoraj byliśmy sobie na grillu, szybko się zmyliśmy, koło 23. Konrad wykończony jak nie wiem. Teraz śpi, niech sobie odpocznie mój biedaczek kochany. Pewnie będzie miał/ma już gorączkę, bo go spaliło, kochany białas. I jak myślę, że o tej porze za tydzień będzie już leciał to.. tak bardzo mi źle.