Ckliwy bezruch
Uniesienie czuć w powietrzu
A tu pacierz zastygł mi na ustach
W głębi w mroku w duchu w sercu
Pławię się z obojętnością
Mój stan - kamień
Czucia próżnia
Martwa i posępna
Statyczno - cnotliwie - rozkoszna
Stoję a nade mną gwiazdy
Też z kamienia
Marmuru rozety
Ludzkiej próżności księżyce
Zimne słońca
O wolnych jak żółw promieniach
Ręką Boską
Wstrzymane
Grożące ziemianom
Cisza krzycząca w uszach
Bóg wie jak popłoch wstrzymać
Choć człowiek buduje świątynie
Nie z czci to czyni
Lecz pychy
By udowodnić swą wielkość
Wielkość małością podszytą
Wywyższoną nad Bóstwo
I zawiścią trącone
Ja się małości nie wstydzę
Ja płynąc w ciemności nieokiełznanej
Czuję jak Stróż mój
Skrzydłem mnie łechce
Mistyczny spokój
I Boży palec
Z.