Dobry wieczór. Żyję i mam się dobrze. Ale dziś jestem pełna smuteczków i niepokoju, dlatego postanowiłam coś naskrobać. Moja firma się rozwija. Mam mnóstwo zleceń i jestem zachwycona, bo nie spodziewałam się takiego odzewu już w pierwszym miesiącu działalności. Uważam, że to był strzał w dziesiątkę, naprawdę. Ale trochę się przepracowuję. Zdaję sobie z tego sprawę, a raczej: zaczęłam zdawać, bo mój organizm się buntuje. Muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zmęczona. I chyba powoli zbliża się czas, kiedy świat ujrzy moje nowe oblicze. Megi w okularach. Ale spoko, na pewno będzie seksi. Moje pragmatyczne życie odbiera mi ostatnio radość z pierdół. Nie pamiętam, kiedy ostatnio doświadczałam w juszczykowym tego słowa znaczeniu. Siedzę przy tym komputerze, wychodzę z domu tylko wtedy, kiedy muszę, myślę tylko o tych przecinkach i półpauzach, a życie mi ucieka. Szybko ucieka. Nie tak tup tup, tylko tak tuptuptuptup. Czytam to, co napisałam wyżej, i dochodzę do wniosku, że za bardzo nie pamiętam. Cholera, no, nie pamiętam też, kiedy pisałam ostatnio w pamiętniku. Co za zasrana dorosłość. Nie umiem odrzucić tej gęby, a jednocześnie ciągle tkwię w innej. Forma, forma, forma. Gdzie moja wrażliwość? Plus jest taki, że śmieci się same wynoszą. Dzięki bogu, któremuś tam. Chcę wyjechać. I wyjadę. Daleko, daleko. A później wrócę. Pewnie tylko w głowie, jak zwykle, bo do października będę miała w cholerę roboty. Ale może w październiku. Albo w listopadzie. Albo w ogóle w innym życiu. Nie no, w sumie chcę tego życia. Fajne jest. Dobrej nocy i dobrego roku. Dopiero się zaczął, więc mamy dużo miejsca.