Lustro opowiadało mi funny things o mnie. Czepek na głowie, maseczka zakrywająca twarz. Bardzo bladą zaznaczę. Weszłam za dziewczynami do niewielkiej sali, w której szorowałyśmy ręce. Materiał jednorazówki na mnie szeleścił głośno kiedy wchodziłam na salę operacyjną. Myślałam, że będzie zimno. Że powietrze udusi mnie chemiczną mieszanką anestetyków, aseptyków, detergentów, alkoholi. Ale nie. Z wieży dochodziły dźwięki ''Greatest Hits of Chris Rea'', światło sączyło się przyjemnie, a przyciszone głosy przy stole dopełniły tej subtelnej, niemal świątecznej atmosfery. 16 listopad moje pierwsze chwile w Sali Operacyjnej.
W tamten piątek, dzięki fakultetowi miałam okazję oglądać wycinanie naczyniaka z łydki ośmioletniego, ciemnowłosego chłopczyka. Zakładanie szwów to jedna z najładniejszych rzeczy jaką można zobaczyć (naprawdę). Ale i tak najpiękniejszy był człowiek. Ściągnęli z niego te wszystkie chusty, powyciągali rurki, przewody, kroplówki i zobaczyłam pod błyszczącą, chromowaną lampą kawałek antyku. Wyglądał jakby spał spokojnie. Wszystko wokół było ostre, chłodne, trwałe, w zupełnej opozycji do miękkiej, oliwkowej skóry, mięśni, niewielkiej dłoni. Ta krótka chwila wyglądała jak obraz, zdjęcie, historia.
Tydzień później był jeszcze jeden zabieg (pobranie płynu z -chłopcy zamknijcie oczęta niewinne- jądra 13latka), a resztę czasu spędziłyśmy na oddziale dla dzieciaków. Okazało się, że i ja posiadam instynkt macierzyński- choć ograniczony wyłącznie do wcześniaków. Oddziałowa musiała wytrzepywać z moich kieszeni kilogramy nakradzionych niemowląt. Był wieczór więc oddział prawie spał. I tylko te wielkie, ciemne, gorące oczy niepłaczących calineczek rozświetlały pokoje. Pamiętam jeszcze uśmiechniętego chłopaczka z wodogłowiem, który zakochał się w każdje dziewczynie, która weszła- tak szczerze i całym sercem. Raz po raz w Sali wyłaniał się nieśmiało jego apart na zęby. Chciałabym ich wszystkich zaprowadzić na lody (albo koktajle z pożywek dla wcześniaków) .
Obiecałam ostatnim razem opowieść o prosektorium. Parę tygodni temu po raz pierwszy, w ramach zajęć z patomorfologii, weszliśmy do proseka. Wiedziałam, że dla mnie to nie będzie nic przyjemnego, ale byłam bardzo ciekawa jak zareagują moi koledzy i koleżanki. Level od którego mieli zacząć nie był najcięższy bo sekcja była już skończona. Wciąż jednak były to zwłoki niezmienione formaliną i preparowaniem. Człowiek, który jeszcze kilkanaście godzin temu działał. Wszystko w nim szumiało, toczyło się, grzało. Coś myślał, coś mówił.
Gorzko się rozczarowałam widząc powszechny spokój, rozluźnienie. Tylko jedna dziewczyna (dinozaur taki jak ja) miała niewyraźną minę. Kiedy wyszliśmy z zajęć i jechaliśmy windą na górę było dużo śmiechu. Ja przestałam oddychać- jechaliśmy z bratem Pana, który leżał na stole. Przez następny tydzień odbyłam wiele rozmów na ten temat. Czy to te studia ich przyzwyczaiły do takich widoków czy może to rzecz normalna-taki kompletny brak refleksji. Czy to ja jestem rozemocjonowanym podlotkiem czy to oni są zbyt młodzi by poczuć się śmiertelnymi? Najbardziej drażniące były dla mnie niemądre opinie o tym, że to jest hardkorowe kiedy ktoś jest zupełnie beznamiętny wobec trupa. Pomyślałam, że może to, na co młodsze pokolenia są wyeksponowane-cały śmietnik internetu, który oferuje już nawet zdjęcia tuż-przed albo tuż-po zgonie, zdjęcia kobiet z trupami własnych dzieci na rękach- że to wszystko trochę buja sobie z naszą wrażliwością. Może potrafią odkleić się zupełnie emocjonalnie od tego na co patrzą.. Zapytałam dziewczyny z niewyraźną miną jak sobie poradziła. Rozmową z bliskimi. Powiedziała, że ciężko to zniosła. Może fakt, ze mamy tyle samo lat, i że kostucha dmucha nam w kark trochę mocniej niż im....a może to, że Ci kolejni i idący za nimi kolejni już naprawdę nie mają tego w sobie....może to wlasnie sprawia, że patrząc na to samo czujemy tak inaczej. Kiedyś przeczytałam, ze lęk przed widokiem zwłok jest jednym z najbardziej pierwotnych (jak ten przed wysokością). To byłoby nawet logiczne- zwłoki naszego świadczą o zagrożeniu na tyle dużym, że należy się ewakuować. Więc skąd w nich te braki? Pamiętam moją pierwszą sekcję, jeszcze przed studiami. Odrętwienie jakie we mnie pozostawiła.
Ten tydzień nie powiedział mi nic lepszego o dzisiejszych młodych. Pełna sekcja- a oni zachowują się jakby oglądali obrzydliwy i dlatego fascynujący horror. I tylko koleżanka (w ich wieku), na którą wpadłam w tramwaju powiedziała, że nie potrafi tego znieść, i że dziwią ją inni- ich humor, dowcipy w tym miejscu. Jej mama jest bardzo chora. Czy to dlatego? Co Wy o tym myślicie?
No...koniec narzekania na dzisiejszą młodzież. Czekam na wieści od Was wszystkich. Trzymajcie się mocno i zdrowo. Bywajcie.
zdjęcie z: http://www.behance.net
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam