photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 8 GRUDNIA 2012

Najpiękniejszy byl człowiek.

Lustro opowiadało mi funny things o mnie. Czepek na głowie, maseczka zakrywająca twarz. Bardzo bladą zaznaczę. Weszłam za dziewczynami do niewielkiej sali, w której szorowałyśmy ręce.  Materiał jednorazówki na mnie szeleścił głośno kiedy wchodziłam na salę operacyjną. Myślałam, że będzie zimno. Że powietrze udusi mnie chemiczną mieszanką anestetyków, aseptyków, detergentów, alkoholi. Ale nie. Z wieży dochodziły dźwięki ''Greatest Hits of Chris Rea'', światło sączyło się przyjemnie, a przyciszone głosy przy stole dopełniły tej subtelnej, niemal świątecznej atmosfery. 16 listopad moje pierwsze chwile w Sali Operacyjnej.
W tamten piątek, dzięki fakultetowi miałam okazję oglądać wycinanie naczyniaka z łydki ośmioletniego, ciemnowłosego chłopczyka. Zakładanie szwów to jedna z najładniejszych rzeczy jaką można zobaczyć (naprawdę). Ale i tak najpiękniejszy był człowiek. Ściągnęli z niego te wszystkie chusty, powyciągali rurki, przewody, kroplówki i zobaczyłam pod błyszczącą, chromowaną lampą kawałek antyku.  Wyglądał jakby spał spokojnie. Wszystko wokół było ostre, chłodne, trwałe, w zupełnej opozycji do miękkiej, oliwkowej skóry, mięśni, niewielkiej dłoni. Ta krótka chwila wyglądała jak obraz, zdjęcie, historia.
Tydzień później był jeszcze jeden zabieg (pobranie płynu z -chłopcy zamknijcie oczęta niewinne- jądra 13latka), a resztę czasu spędziłyśmy na oddziale dla dzieciaków.  Okazało się, że i ja posiadam instynkt macierzyński- choć ograniczony wyłącznie do wcześniaków. Oddziałowa musiała wytrzepywać z moich kieszeni kilogramy nakradzionych niemowląt. Był wieczór więc oddział prawie spał. I tylko te wielkie, ciemne, gorące oczy  niepłaczących calineczek rozświetlały pokoje.  Pamiętam jeszcze uśmiechniętego chłopaczka z wodogłowiem, który zakochał się w każdje dziewczynie, która weszła- tak szczerze i całym sercem. Raz po raz w Sali  wyłaniał się nieśmiało jego apart na zęby. Chciałabym ich wszystkich zaprowadzić na lody (albo koktajle z pożywek dla wcześniaków) .

 

Obiecałam ostatnim razem opowieść o prosektorium. Parę tygodni temu po raz pierwszy, w ramach zajęć z patomorfologii, weszliśmy do proseka. Wiedziałam, że dla mnie to nie będzie nic przyjemnego, ale byłam bardzo ciekawa jak zareagują moi koledzy i koleżanki. Level od którego mieli zacząć nie był najcięższy bo sekcja była już skończona. Wciąż jednak były to zwłoki niezmienione formaliną i preparowaniem. Człowiek, który jeszcze kilkanaście godzin temu działał. Wszystko w nim szumiało, toczyło się, grzało. Coś myślał, coś mówił.
Gorzko się rozczarowałam widząc powszechny  spokój, rozluźnienie. Tylko jedna dziewczyna (dinozaur taki jak ja) miała niewyraźną minę. Kiedy wyszliśmy z zajęć i jechaliśmy windą na górę było dużo śmiechu. Ja przestałam oddychać- jechaliśmy z bratem Pana, który leżał na stole. Przez następny  tydzień odbyłam wiele rozmów na ten temat. Czy to te studia ich przyzwyczaiły do takich widoków czy może to rzecz normalna-taki kompletny brak refleksji. Czy to ja jestem rozemocjonowanym podlotkiem czy to oni są zbyt młodzi by poczuć się śmiertelnymi? Najbardziej drażniące były dla mnie niemądre opinie o tym, że to jest hardkorowe kiedy ktoś jest zupełnie beznamiętny wobec trupa. Pomyślałam, że może to, na co młodsze pokolenia są wyeksponowane-cały śmietnik internetu, który oferuje już nawet zdjęcia tuż-przed albo tuż-po zgonie, zdjęcia kobiet z trupami własnych dzieci na rękach- że to wszystko trochę buja sobie z naszą wrażliwością. Może potrafią odkleić się zupełnie emocjonalnie od tego na co patrzą.. Zapytałam dziewczyny z niewyraźną miną jak sobie poradziła. Rozmową z bliskimi. Powiedziała, że ciężko to zniosła. Może fakt, ze mamy tyle samo lat, i że kostucha dmucha nam w kark trochę mocniej niż im....a może to, że Ci kolejni i idący za nimi kolejni już naprawdę nie mają tego w sobie....może to wlasnie sprawia, że patrząc na to samo czujemy tak inaczej.  Kiedyś przeczytałam, ze lęk przed widokiem zwłok jest jednym z najbardziej pierwotnych (jak ten przed wysokością). To byłoby nawet logiczne- zwłoki naszego świadczą o zagrożeniu na tyle dużym, że należy się ewakuować. Więc skąd w nich te braki? Pamiętam moją pierwszą sekcję,  jeszcze przed studiami. Odrętwienie jakie we mnie pozostawiła.


Ten tydzień nie powiedział mi nic lepszego o dzisiejszych młodych. Pełna sekcja- a oni zachowują się jakby oglądali  obrzydliwy i dlatego fascynujący horror. I tylko koleżanka (w ich wieku), na którą wpadłam w tramwaju powiedziała, że nie potrafi tego znieść, i że dziwią ją inni- ich humor, dowcipy w tym miejscu. Jej mama jest bardzo chora.  Czy to dlatego? Co Wy o tym myślicie?

 No...koniec narzekania na dzisiejszą młodzież. Czekam na wieści od Was wszystkich. Trzymajcie się mocno i zdrowo.  Bywajcie.

 

zdjęcie z: http://www.behance.net

 

Komentarze

groszencjusz Dawno mnie tu nie bylo, ale dobrze poczytac Twje wpisy :))
12/12/2012 23:18:45
drstwor błagam, jak umrę-nie dajcie mnie pokroić w innym celu niż oddanie tego co się jeszcze do czegokolwiek nadaje do użytku. Resztę spalcie albo dajcie psom na żer:). Przyczyna śmierci jest nieistotna. Zdechła i kropka. Ok?:)
09/12/2012 14:13:52
zyzgul Nie wiem jaki komentarz będzie na miejscu, poza tym, że doskonale Cię rozumiem. Sekcja zwłok to nic fajnego, nic przyjemnego i z pewnością nie ciekawego na tyle, by pominąć myśleniem fakt, że na stole leży ktoś, kto jeszcze kilka dni wcześniej nie wyobrażał sobie, że tu skończy. Uważam, że niestety jest to kwestia znieczulicy, braku empatii, wyobraźni i popisywanie się. Te właśnie choroby charakteru i zachowań postępują w idącym za nami pokoleniu..... U mnie w otoczeniu w kwestii sekcji zwłok i nie tylko obserwuję dokładnie te same konstrukcje zachowań. Niestety
09/12/2012 13:58:44
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika drstwor.