photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 20 STYCZNIA 2012

w sesji nie o sesji:)

Fizjo jest czystym obłędem. Medycyną. Logiką.Satysfakcją.

Dr Piękne Drzewo; który jest szefem katedry zadbał bardzo dokładnie o jakość zajęć i wykładów; dzięki czemu frekwencja na nich nie musi być wymuszana groźbami i fochami jak  to jest w przypadku przedmiotu prowadzonego przez profesora Owada.

 

Bo biochemia jest Trójkątem Bermudzkim. Ludzie; którzy zdążają na aulę na której się odbywa znikają gdzieś po drodze.

Winą prof Owad może obarczyć jedynie siebie.

Nuda jaką człowiek nasiąka po 15 minutach wykładu; nieadekwatność jego treści do materiału przerabianego na ćwiczeniach ( które są o najmniej 9 tematów do tyłu względem niego); terror regulaminu; który jest wyłącznie narzędziem opresyjnym a nie motywatorem- to wszystko składa się na klęskę jaką jest sam przedmiot w oczach studentów.

 

Ta notatka musi dotyczyć zajęć z fizjologii bo nie ma ciekawszych od nich na 2 roku studiów medycznych.

Przerabiamy obecnie wszystkie możliwe tematy związane z krwią i jej funkcjami.

Wiąże się to oczywiście ze wzajemnym rozpruwaniem sobie żył; spektakularnym rozlewaniem posoki; omdlewaniem; przeklinaniem.

 

Okazałam się przy okazji być Mistrzem Igiełką-uwierzycie?:). Szokujące zważywszy na fakt; że do niedawna każdy kontakt- nawet wzrokowy- z zestawem do pobrań wtrącał mnie w stany blisko spokrewnione z histerycznymi.

 

Na pierwszych zajęciach z krwi sama zgłosiłam się do jej pobierania (rację ma ten; kto szuka źródeł tego postępku w  mojej obawie przed byciem podziurawioną).

Moją ofiarą padła drobna Dziewczyna o gigantycznych żyłach bardziej przypominających sprężyste; kauczukowe rury niż żywą; ciepłą tkankę.

Nogi  tańczą ale głowa pamięta procedury. 5 wiśniowych mililitrów świeżej krwi- oto moja zdobycz. Jestem dumna jak cholera. Roztrzęsionymi (z dumy rzecz jasna) rękoma wstrzykuję część łupu do zakorkowanej probówki i (podążając za dobrą radą dobrego kolegi) aspiruję z niej trochę powietrza żeby wyrównać ciśnienie w strzykawce.

Dumnie prężąc wszystko co można wyprężyć w takiej sytuacji wyszarpnęłam igłę z korka i& oto cały mój świat zalewa się czerwoną posoką. Jej Właścicielka blednie okrutnie i pokrywa się w ułamku sekundy lodowatym potem; a ja-próbując uratować moje wierne; laboratoryjne wdzianko- oblewam ją; jej zeszyt i cały stół wszystkim co pozostało w  strzykawce.

Prowadzący ćwiczenia- dr Niebieskie Oko- musiał po tym odprowadzić nieszczęśnicę na kozetkę by tam mogła dojść do siebie a ja wraz z pozostałą częścią mojej zdziesiątkowanej; czteroosobowej grupy zabrałam się do sprzątania krwi i  tego co pozostało z mojej glorii i chwały.

Niestety zły los nie poprzestał na tym epizodzie w doświadczaniu biednej B- krzywdom jej wyrządzanym nie było końca. Okazało się; że automatyczne igiełki dla cukrzyków którymi mieliśmy zdobyć świeżą krew z palucha na oznaczenie zawartości hemoglobiny w krwinkach miały być zbyt subtelne na potrzeby zadania.

Popychana przez dr Niebieskie Oko do zbrodni- wraziłam Nieszczęsnej nożyk we wskaziciela.

Jej jęk bólu w moich uszach brzmiał jak ryk dożynanego Cezara.

I tylko fakt; że udało mi się zrobić coś czego nie potrafił nikt inny z mojej grupy (ustawić obraz do liczenia krwinek w mikroskopie) odrobinkę wynagrodził mi tę brudną; katowską rolę; w którą musiałam wchodzić.

 

Na dzisiejszych ćwiczeniach było troszeńkę mniej drastycznie.

Nieszczęśnica postanowiła wziąć odwet za cały ból i cierpienie zeszłego tygodnia- ale szczęściem nie na mnie.

Mściła się kilkakrotnie bez większego pożytku dla postępu naszej pracy (za każdym razem gdy przebijała skórę i aspirowała -strzykawka pozostawała pustą) aż w końcu zrezygnowała.

I ja- gdy po namowach uległam i podjęłam się spuszczania krwi z O.- również poniosłam klęskę. Nachylając się  nad ramieniem   z nosem nisko; tuż przy dziurach po wcześniejszych nakłuciach- odczułam ją boleśnie gdy dotarło do mnie; że będę musiała wbijać się po raz drugi.

Przeprosiłam Podziurawioną Bidulkę i wsunęłam igłę w objęcia jej skóry ponownie.

I to wtedy właśnie ktoś bardzo spokojny owinął moją głowę ciepłym; brązowym; ciężkim ręcznikiem. Moje pole widzenia zaczęło się kurczyć; w uszy ciśnieniem od wewnątrz uderzył leniwy szum. Wszystko zaczęło redukować się coraz silniej i szybciej. Oderwałam się- przezwyciężając ciężar Wygaszania siłą godną Olbrzyma- wraz z igłą od ciała O i coś tam wymamrotałam w otaczającą mnie głuchość.

Tak cholernie nie chciałam tego wstydu; który spada na to co miękkie gdy odsłoni ono swoją słabość.

Oparłam się o framugę przy której stoi nasz stolik i wymamrotałam " zaraz wam tu pierdolnę dziewczyny ".

Musiałam usiąść. Musiałam słuchać o tym; że jestem blada. Musiałam myśleć o czymkolwiek i oddychać.

Tymczasem 5 rzęs została zmuszona do ofiarowania swojej krwi na ołtarzu ćwiczeń.

Nieszczęśnica nr 1 po raz drugi tego dnia przystąpiła do maltretowania kolejnego zgięcia łokciowego- z tym samym co poprzednio skutkiem.

Biedne pięć rzęs co jakiś czas odwracało się i obrzucało tego smętnego; spoconego skorupiaka którym się stałam - błagalnymi spojrzeniami i setką próśb.

Clark Kent we mnie w końcu nie wytrzymał presji. Otarłszy pot z czółka uratowałam świat w kilku zdecydowanych ruchachJ

 

Reszta zajęć to pasmo nieszczęść i porażek spowodowanych moją popędliwą naturą- ale opisu powyższych przejść Wam oszczędzę.

Mam nadzieję; że naskrobiecie i Wy cokolwiek wkrótce. Na to liczę.

A teraz czas mi już wracać do genetyki...czas do łóżka...znaczy na naukę..w łóżku.. nic tylko chromosomy ja i noc...i łóżko...

  i Rudy..

i moja Słodka Diewoczka....geny...i podusia...no tak;tak dziedziczenie i prawa mend..chrr..chrr..

 

Wasza-ja

 

 

Komentarze

raven8 Oliczku, Skladam ja przed twoje supermenowskie oblicze uklon podziwu, i uznania.
Poradzilas sobie, i mimo drobnych klesk i pomylek dalas rade. Poza tym wlasnie od tego sa cwiczenia...
zaloze sie ze nikt z posrud calej grupy nigdy wczesniej niemial nic wspulnego z iglami... Nieliczac tych uzaleznionych od morfiny :P Ale tak serio Jestes moim bohaterm O. Przewyciezylas moment w ktorym nie jeden by odpuscil :)
23/01/2012 19:03:32
raven8 ''5 wiśniowych mililitrów świeżej krwi- oto moja zdobycz.'' Mmmmm Pycha xD Az mi sie cieplej zrobilo, jaka sile ma to jedno ale dobrze zlozone zdanie ktore tak pieknie podzialaly na me kubki smakowe ^^
23/01/2012 18:51:53
zyzgul Przeżyłaś kłucie to i psycho-trzypę zdzierżysz. I've got your back :D
23/01/2012 15:29:01
drstwor Biochemia jest;) i psychologia sama-wiesz-czemu;)
23/01/2012 13:29:50
zyzgul Ha!! Mogę komentować :D No więc mój Clarku Kent- Kranczi Lord jest z Ciebie veri prałd. Przetrwałaś zajęcia skłuwające :D i teraz już nic nie jest Ci straszne :D
23/01/2012 9:04:32
zyzgul Komentrzarz
23/01/2012 9:02:59
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika drstwor.