Woodstock

Hmm... dawno mnie tu nie było.

I nic nie szkodzi.

Niestety już po Woodstocku

W przyszłym roku obowiązkowo też jadę, ale teraz będę spać pod namiotem przez 3 dni Nie ma innej możliwości.

Nie robiłam zdjęć, bo stwierdziłam, że mi się nie chce, a po drugie nie wychodziły.

Taa... poznałam wielu nowych ludzi.

Pominę fakt, że nie pamiętam, a raczej nawet nie znałam ich imion, ale i tak fajnie było.

Oj... sorry pamiętam Wiktora. To chyba był ten, który miał taką samą koszulkę co ja. I ręce jak skała. 

Kiedy kupiłam sobie koszulkę z napisem :"Jestem woodstockowym chuliganem i lubię paplać się w błocie" poznałam jeszcze więcej osób.

Również był taki fajny, który zbierał na Bangi.

Kocham ludzi na Woodstocku.

Każdy jest taki życzliwy i w ogóle.

Ten co zbierał pieniądze uzbierał 90zł w ciągu... chyba 1h (?) coś takiego.

Kiedy do mnie podszedł brakowało mu już tylko 8zł (niestety nic nie miałam), a gdy już miał wszystko, przyszedł i się pochwalił. 

Albo jedno mnie dobiło.

Szłam sobie z Walerką i jeden stał i miał na kartonie napisane : "Jak się masturbujesz uśmiechnij się".

Walerka to przeczytała i zaczęła się ryć, a ja z niej i wtedy on na to :"Mam was!"

Albo kartony z napisem "Przytul mnie", "Zbieram na namiot, bo mi stary ukradli. Mama mnie zabije", "Przytul mnie a dam ci orzeszka", "Darmowe całusy (pod spodem małym druczkiem) 50gr".

Nawet czekanie w kolejce prawie 2 godziny nie było nudne.

Gadałam sobie z ludźmi.

A gdy już przyszedł czas, że musiałam wracać do domu, bo był obiad, jeden chłopak, który akurat robił sobie 3 dreda przepuścił mnie

Miał zajebiste oczy, na serio. Normalnie taki ładny odcień błękitu, prawie przezroczysty.

Super było. Było tam bardzo dużo tych wyznawców Kriszny czy czegoś tam i jeździli takim jakby wielkim namiotem cyrkowym na kółkach większych ode mnie i śpiewali jakieś tam "oaaaooa... kriszna" i tańczyli. Dużo ludzi się do nich przyłączało i rozdawali ciastka (pyszne były) i śliwki

Heh, a jacyś woodstockowicze stworzyli własną religię i wyznawali marihuanę.

Jeden chłopak ubrał na siebie prześcieradło i miał arbuza tzn. tę skórkę na głowie i jeszcze do niej powkładał jakieś patyki. Drugi miał jakiś patyk. I był trzeci, ale nie pamiętam co miał, ale wszyscy mieli jakieś kartony i na nich coś napisane i kiedy się odwracali każdy klękał i śpiewali ciągle "aaa... marycha, marychaaaa...".

Ludzie robili sobie jakieś przebrania z kartonów i folii i tak chodzili.

Nawet tarzan był. Chłopak zawiązał sobie tylko jakieś coś w pasie i chodził z wielkim kijem.

Albo kiedy poszłam do Toi Toia z Walerką obok mnie (Walerka w środku) stali jacyś chłopacy i tak gadają :

-Hej, no co ty na to żeby tego Toi Toia zabrali pod namiot, bo nie chce mi się tak ciągle łazić pod górę.

-No dobra. To poczekaj da to się przenieść <zaczął nim ruszać>

-(do mnie) Ej, a może go podpalimy?

-Niee.... szkoda. Lepiej go pod namiot zanieść.

-Dobrze myślisz. Żółwik

I wtedy z tego Toi Toia wyszedł jakiś koleś.

Ojj.... co tam się działo.

To mi się podoba jeszcze, że jak ktoś zasnął na środku drogi każdy go omijał, a potem go przenieśli na pobocze i go obudzili aby nic mu się nie stało.

Ludzie sobie też normalnie pod sceną spali bez strachu i krępacji.

Chyba ze 4 sceny i w każdej grane było coś innego.

Wszędzie namioty i jak się szło w nocy obok nich to tak ciepło było, że szok. Jak dalej się odeszło to zimno było.

No to tyle powiem jak na razie.

Biedna Walerka 2 razy się nabrała na wymyślonego pasa i jeża.

"Uważaj pies!! Hehe, nabrałem cię", a potem z nami gadali o psach.

No kurczę muszę spadać, bo jutro jadę do Warszawy.

Nie chcę mi się za bardzo, ale jadę, bo mam zaproszenie.

Podsumuję, że gdyby nie Woodstock to uznałabym, że lipiec był... taki sobie, bo był tylko biwak. A tak Woodstock poprawił wszystko.

Oke, to papa.

Znowu wejdę pewnie pod koniec miesiąca na fbl.