Lovers in the Wind.
"-Oczy koloru Avady. Dusza Malfoya.. To musi pozostac.
Szepnal, wpatrujac sie w miejsce, gdzie niegdys bylo lustro, teraz pozostaly juz jedynie jego odlamki.
-Koloru Avady. - powtorzyl, zakladajac zielone soczewki i zdejmujac z glowy szary recznik. Rozczesal spokojnie opadajace na ramiona, czarne wlosy i usmiechajac sie do swojego odbicia, powiedzial krytycznie:
-No, no, panie Ryuzzaki, ladnie ci tak. Tylko gdyby tak.. - przyslonil dlonia spora koncowke wlosow - i tu.. - to samo zrobil z polowa grzywki sprawiajac wrazenie, jakby wlosy byly o polowe krotsze - taaak. Tak lepiej.. - po czym siegnal po nozyczki.
***
-Zmieniles sie.
-Nieprawda. - usmiechnal sie Ryuuzaki, odgarniajac czarna grzywke.
-Prawda. - szepnela podswiadomosc.
-Nie kloc sie. - mruknal sam do siebie, zapalajac swieczke na grobie Brata.
-To by sie Kevinowi nie spodobalo.. Te oczy..
-Koloru Avady. Siedz juz cicho.
***
Usiadl na ostrych skalach, spogladajac na biegnacy na dole nurt rzeki. To wszystko bylo takie.. Inne. Inne teraz.. Ten wodospad. Przesunal dlonia po miejscu, w ktorym kamien sie konczyl czujac, jak kaleczy sobie dlon. Zupelnie inne.. Jeszcze dzien wczesniej plakalby, widzac TE wode. Wode, ktora porwala w otchlan bliska mu mimo wszystko osobe. Znali sie tyle lat.. Choc przeciez nienawidzil go. Tego, co mu robil. Jednak..
-Jednak ludzie sie zmieniaja, panie Ryuuzaki. - szepnal do samego siebie, spogladajac w czyste, jasne niebo.
-Musimy byc Malfoyem. Tak trzeba. - poczul ostre pieczenie pd powiekami, jednak szybko opanowal naplywajace lzy. - Malfoyowie nie placza. Nie wolno im. Malfoyowie sa blondynami z zimnymi oczami. Taak.. Dlaczego wiec masz oczy Pottera? - skrzywil sie delikatnie, kladac na twardej powierzchni i wpatrujac w plynace leniwie obloki.
-Bo to kolor Avady.. - szepnal cienki glosik gdzies w tle czaszki.
-Taak.. - zmruzyl oczy przed ostrym promieniem slonca - Ten wzrok wkrotce bedzie zabijac. Jak Avada.. - usmiechnal sie z satysfakcja.
***
-Kim jestes? - szepnal Titek, dotykajac jego dloni.
-Patrykiem Waszczakem, Ryuuzakim. - odpowiedzial zimno, mruzac oczy.
-Nieprawda. Ryuuzaki odszedl w nieznane. - zauwazyl, jak po policzku Titka toczy sie samotnie lza. - I ja chce, by on wrocil.
Czarny spuscil wzrok na swoje dlonie.