Dwie notki na dzień to dużo za dużo, wiem,
ale naszły mnie przemyślenia.
Bo im dłużej myślę o Niej, tym bardziej przypominam sobie to uczucie z przed dwóch lat. Kiedy jako gówniara zaufałam wrogowi i zrobiłam największy błąd w swoim życiu. Kłamałam, kokietowałam, udawałam kogoś kim nie jestem.
Ona tego nie robi.
Ale uzależnia się, tak jak się uzależniałam.
Świecą Jej się oczy, tak jak mi wtedy.
Mówi o Nim, myśli o Nim, tak jak ja myślałam wtedy.
I mimo że ta sytuacja jest diametralnie różna, to dla mnie są cholernie podobne.
Bo ja też nie umiałam nazwać tego co czuję.
Ja nie powinnam czuć nic, chyba, że wyrzuty sumienia, bo nie jestem suką i nie czułam wtedy satysfakcji.
Nadal kłamałam, nadal krzywdziłam.
I z każdym słowem uwielbiałam Go bardziej.
Czułam to ja, choć pisała do Niego inna dziewczyna.
On czuł inną.
Tę wyimaginowaną, tę idealną.
A ja uzależniałam się coraz badziej.
Ale przeszło mi.
Bo się odzwyczaiłam.
Ale nałogowiec nigdy nie uwolni się od swojego nałogu w pełni.
Nałóg umrze w naszej w fizyczności, ale nie w sercu i w myślach.
Dlatego Słońce moje najukochańsze, kochaj i szalej, ale rozsądnie.
Nie uzależniaj się.
Bo kiedyś ktoś kogoś skrzywdzi.
I już nigdy nie będzie tak samo.
Kochaj umysłem, a nie sercem.
I wiem, że nie jestem ekspertem, w żadnej dziedzinie.
Ale nałóg jest nałogiem.
A miłość jest najgorszym z nich.
***
"Szepnął coś niecenzuralnego do ucha,
Mam teraz wielkie kuku, na które muszę sobie dmuchać"