wrocławskie przygody

W końcu coś naskrobie, bo odkladam i odkładam i tak rzadko tu zaglądam, że o mało hasła nie zapomniałam;P
A więc:
Wakacje dobiegają końca i jak to zwykle bywa- końcówki sa najlepsze. Jedyna wyprawa tego roczna zakończona (prawie*) sukcesem.
Otóż Wrocław to miasto przyjazne wielu rzeczom. Np. fontannom. Są na każdym placu, wszędzie gdzie chodnik okazał się za szeroki.  Oprócz tego rzuca się w oczy kilka innych rzeczy: to, że sie tam praktycznie nie da zgubić; tramwaje, a właściwie przestrzeń w nich, gdyż jest tylko jeden rząd krzeseł po każdej stronie; przystanki, bo ile razy się wsiądzie tyle nawet się nie usiądzie, a trzeba wychodzić;P;  oraz Rynek i otaczające go kamienice. Cekawe są także wrocławskie legendy, jak np. ta o Heinirchu i Elizabeth, czy o żelaznej dziewicy. Naprawde godne pozazdroszczenia;P
Dzięki tej wyprawie prawie polubiłam Muzea. Dotąd uważałam, że najnudniejsza pracą jaką mozna dostać, to praca w muzeum przy pilnowaniu sal, a tu sie okazuje, że co prawda jest to jedyny wyjątek w całym Muzeum Narodowych, ale niektórzy uważają to jako swoja pasje! Jedna Pani opowiedziaął nam naprawde sporo o Matejce, ale nie wszystko, bo reszta jest na stronie;P Inne Panie tylko siedziały i  mówiły: "Prosze tędy!" eh...:P Poza tym jak się jest w ciekawym towarzystwie i popuści się wodze wyobraźni to nie może być nudno;)
I przy okazji dziękuje Dzielnym Towarzyszkom, które pomimo narzucanego tempa dzielnie się opierały;]
Także naprawde polecam, jeśli ktoś ma okazje zwiedzić to miasto- może tam i wychodzą na dwór, ale i tak jest tam bardzo miło:-)

*wszystko by było świetnie gdyby nie kosmici......