Nie, żeby to było zabawne, aczkolwiek śmieszy troszkę i nie, żeby to było irytujące, ale denerwuje czasami. I nie, żeby warto było pisać cokolwiek na ten temat, ale piszę, gdyż nie wiem już, czy śmiechem czy pięścią reagować mam na podobne insynuacje.
I nie, żebym nie zauważała nic, mimo iż moim skromnym zdaniem przestaje to być pocieszne, a zaczyna jawić się żałośnie i miernie. Patetyczne, zdawałoby się, podrygi zabarwione tą - śmieszną samą w sobie - dziecięcą powagą, matkobosko, zmiłujże się nad głupiutką. Czemuż służyć mają usilne te starania, mające na celu.. no, co właśnie?
A mówiąc poważnie, swojego czasu zakładałam, że nikt nie jest głupi na tyle, ile potrzebne jest do posądzania o to, o co mnie posądzono. (Chyba, że nie jest to kwestia głupoty, a świadomych starań, co już nie tylko w wątpliwym świetle stawia zdrowy rozsądek, ale i daje podstawy do powątpiewania w jakąkolwiek godność osobistą..) o.O