nie dotykam się już niczego bo zaraz i tak się to rozwali. nie układam sobie już w głowie zbędnych historyjek bo przecież dzieje się zupełnie na odwrót i tylko zawodzę się sama na sobie. czas mnie podsumował, z resztą nie tylko mnie, ale nas wszystkich. i niby jesteśmy na plusie, a tak naprawdę na minusie, chociaż teoretycznie powinniśmy być neutralni. nie wiem co ma jeszcze sens, a co już dawno go straciło. wierzyłam do niedawna w szczerość ale jak widzę nawet jej nie mogę oczekiwać, lepiej jechać z wszystkim naokoło i udawać, że zostanę w tym wszystkim na swoim miejscu, że nikt mnie z niego przecież nie ruszy. jakoś coraz mniej mnie obchodzą te boczne sytuacje, przyglądam się tylko i czasem coś posłucham bo wcale nie dziwi mnie to, co u innych powoduje wielkie zaskoczenie. nie rozumiem ich dziwnego wzroku, kiedy z obojętnością na twarzy wypowiadam swoje słynne 'takie jest życie', a później idę gdzieś dalej bo sama nie wierzę w to co powiedziałam. masz rację, nadszedł czas, w którym rozsypałam się na kawałki i nawet nie chce mi się siebie zbierać.
dziękuje za uwagę.
Dlaczego piekne chwile nie mogly by trwac dluzej?
Kaśka.