nie zapomnę dnia, w którym doszedłem do pewnego wniosku, że coś się dzieje złego w moim związku. postanowiłem spytać drugą połowę, czy ma jakiś problem, to go rozwiąże może. nie otrzymałem żadnej odpowiedzi od niej, ale to nic, powoli zaczęło być jeszcze gorzej. zadawałem pytanie cztery godziny, mówię czemu mi to robisz, jak ja dla Ciebie taki miły? nic. jak mówię, zacina się, tak nie może być! wszak, powstała rodzina, a tu razem żyć nie możemy bo nam na to nie pozwalasz. latami budowaliśmy, a teraz to Ty rozwalasz. powiedz w końcu coś, bo zaraz nie wytrzymam, a nie chcę niczego głupiego zrobić. mam już tego dość! włosy z nerwów wyrywam, robisz wszystko by Ci przypierdolić. bah! poszła pięść, na szczęście o blat iwcale nie dlatego, że był niedobry obiad. bah! żadna część nawet się nie ruszy. Ty po prostu nie masz w sobie duszy. a idź w diabli, na dziś daj mi spokój, nie prowokuj, bo ludzie z bloku będą w szoku. bah! poszedł klaps, boli aż, mówiłem zważ na to co robisz, no i masz. wkurwiłem się, chwyciłem Cię w dłonie obie, myślę sobie najgorzej, nie wierzę w to, co robię Tobie! parę razy uderzyłem, nic nie pomogło, więc wyrzuciłem przez moje okno...