niech by to szlag trafił.
dzisiaj dopiero poczułam, że zbliża się koniec roku. to są moje ostatnie chwile z niektórymi osobami. kurcze, aż się wakacji odechciewa. ej, mimo wszystko, będę za nimi tęsknić..
byłam dzisiaj w III lo zapytać się, co mam zrobić z tym nieszczęsnym podaniem. masakra -.- ja to zawsze coś przekombinuje. tak samo było z klasą w gimnazjum. 5 razy się przenosiłam, no ale.. potem bym żałowała, że nie spróbowałam. nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. tak czy siak, zdemoralizowali mnie. ale wracając.. kurcze, patrząc na tych wszystkich ludzi przed szkołą, poczułam się taka mała i nieważna, może nawet się przestraszyłam. nie wiem, nie wiem.. dobra, nie myślę już o tym. póki co - wakacje się zaczynają.
cóż za entuzjam.
niech by to szlag trafił.
jest źle.
zapomniałam wspomnieć o jeszcze jednej bardzo ważnej kwestii, którą kilkadziesiąt osób ostatnio bardzo intensywnie przeżywało. otóż.. musical. uch, się działo. 25 maja odbyła się prapremiera. znowu nie miałam szczęścia go zobaczyć jako widz. a to pech.. no ale mówią, że.. było bardzo dobrze. znaleźli się i tacy śmiałkowie, którzy twierdzą, że był lepszy niż w tamtym roku. a jak było naprawdę? nikt nie wie. ważne, że się podobało. a co po drugiej stronie? moja wrażenia są takie: myślałam, że podczas ostatnich prób w ZDK będzie porażka. w ogóle nie byliśmy zintegrowani, ale w efekcie nie było tak źle. nie było tak źle, ale też nie było tak zajebiście jak rok temu. kurcze, i tego w tym wszystkim mi zabrakło. emocji na sam koniec, tego wzruszenia, tego żalu, że to już koniec i nawej tęsknoty. bo tak, przyznam się bez bicia, że rok temu bardzo tęskniłam za tym wszystkim..
no ale cóż. takie rzeczy zdarzają się tylko raz w życiu.
dziękuję.
everybody hurts