Słońce jeszcze nie wzeszło, gdy Wędrowiec, Mari-Sol i Orik zebrali sie w głównej sali. Była ogromna i przestronna, wielkie okna w dzien wpuszczały wiele swiatła słonecznego, to tez nie było tu zadnych swieczników. Wielka drewniana brama wygladała na stara, ale mimo to była bardzo solidna. Miala około pieciu metrów wysokosci, ale za to tylko trzy metry szerokosci. W poprzeg, w odstepie metra liczac od gory, biegły kolejno coraz grubsze metalowe rygle.
- A wiec już jestescie! - rozbrzmiał głos spotegowany echem - Wybaczcie starcowi, ze sie spoznił, ale me nogi, nie sa juz tak młode jak sto lat temu.
- Mistrzu, - powiedziała z unizeniem w glosie Mari-Sol - jestesmy gotowi by wyruszyc.
- Wiem drogie dziecko, wiem.
- Ile zajmie droga do Rendoval? - spytał Orik.
- Około trzech dni. Jeśli nie natraficie na zadne przeszkody. - rozbrzmiał głos, ktorego ani Wędrowiec, ani jego przyjaciel nigdy nie słyszeli - Nazywam sie Kelborn.
- Kelbornie, miałeś zostac w sali kontemplacji! - rzucił Abrax.
- Mistrzu, musiałem poznac wybranca Ostrza. Wybacz moje niesposłuszenstwo.
- Jak zawsze zawziety...
- Mistrzu Abraxie - z szacunkiem przemówił Wędrowiec - dziekujemy za gościne, i za udzielona nam pomoc. Nie chcieli byśmy naduzywac Twojej goscinnosci, wiec jesli możęsz wskazać nam to przejście pod górami.
- O najwyzszy, pozwolisz ze ja to uczynie? - spytał młody Mag.
- Oczywiście mój uczniu, odprowadz podróznych. A wam, dziekuje ze odwiedziliscie siedzibe Magów. Żegnajcie. Niech Ogień Konsar oswietla wam droge.
Kelborn stanał na srodku sali, uderzył kosturem w posadzke jednoczesnie wypowiadajac zaklecie, a ta rozstapiła sie ukazujac schody prowadzace stromo w doł. Gdy juz pokonali schody, które jak sie wydawało nigdy sie nie skoncza Kelborn rzekł.
-Musicie isc ciagle przed siebie, az dojdziecie do wielkiego mostu, nie probojcie go przekroczyc, lecz przed nim skreccie w prawo az znajdzicie schody w dół, tam znajdziecie przeprawe, Mari-Sol zna tą opowieść.
Poźniej pozegnał ich Pozdrowieniem swietego płomienia, a szeptajac Wędorowcowi nastepujace słowa: "Canre Lunum Ler" spojrzał mu znaczaco w oczy.
Podróz mijał im bardzo powoli i nudno, mimo ze mieli wrazenie, ze ktos ciagle ich obserwuje. Szli długim i szerokim korytarzem, a gdy Czarodziejka oswietła go płomykiem na koncu jej kostura, zauwazyli ze jaskinię wykuto w litej skale. Podłoga i strop zostały wygładzone, lecz w scianach w regilarnych odstepach po prawej i lewej stronie zioneły czarna pustka okragłe otwory.
- Nie patrzcie w Otchłań i nie zblizajcie sie do niej. - ostrzegła - Zyja tam bowiem istoty bardziej plugawe niz orkowie.
- A cóz moze byc od nich plugawszego? - spytał z drwina Orik.
- Wynoty. Istoty starsze i grozniejsze niz całe stado Wilków Ruhn.
- Wiec dlaczego idziemy tak spokojnie? - spytał z obawa Wędrowiec - Nie powinnismy przyspieszyc kroku?
- Wynoty sa wrazliwe na swiatło, które zamienia ich ciała w proch. Zreszta zobaczcie sami.
Zgasł ogien tlacy sie na jej lasce i nagle wokoł pojawiły sie setki zielonych oczu szybko zblizajacych sie do podrózników.
- Sil Flame - szybko wypowiedziała Mari-Sol.
Nagle cały korytarz wypełnił sie ostrym, ciepłym swiatłem. To co zobaczyli, przekroczyło ich najwieksze oczekiwania.
Małe stworzonka, pokryte ostrymi kolcami pierzchały w Otchłań. Ich wielkie zielone oczy rozbłyskiwaly ostrym swiatłem, a w pyszczkach znajdowały sie tysiace ostrych jak brzytwa zebów. Te z Wynotów, ktore znajdowaly sie zbyt daleko od otworów w mgnieniu oka zmieniały sie w czarny jak smoła pył.
- Tego sie nie spodziewałem. - powiedział Orik z nuta zaskoczenia w głosie.
- Ja takze Oriku, myslałem raczej o czyms wielkim i okrutnym.
- Tez byłam pod wrazeniem, gdy pierwszy raz je zobaczyłam. Niestety wtedy straciłam mojego nauczyciela... Wynoty rozszarpały go z szybkoscia błyskawicy, nie mogłam nic zrobic... Dopiero poznawałam magie, i nie posiadałam własnego kostura.
- Nikt Cię nie osądza Mari-Sol. - powiedział spokojnym, miłym głosem nasz bohater - I nikt nigdy nie bedzie Cie osądzał. Bede akceptował kazda Twoja decyzje i jesli zechcesz nas opuscic...
- Dziekuje, ale ne skorzystam z tej mozliwosci. - odpowwiedziała - Zostane z Toba, to znaczy z Wami, az po kres podrózy.
Słonce własnie chyliło sie za horyzontem. Przez kolejny dzien, ktory uplynał na powierzchni wiele sie zmieniło, ale Wędrowiec, Mari-Sol i Orik mieli sie o tym dopiero przekonac. Teraz dochodzili do kamiennego mostu, i sluchajac rady Kelborna skrecili w prawo. Wędrowiec ciagle myslał o tych dziwnych słowach wypowiedzianych przez młodego Maga, lecz o prawdziwym ich znaczeniu jeszcze długo bedzie rozmyslał.