Zdjęcie czerwcowe. Komers.
Jako, że przed chwilą ta notka, którą pisałam się usunęła to ta będzie tylko w skrócie.
Generalnie nie ma nic nowego.
Czwartkowa akademia się udała, weekend spędzony w pracy i ze skarbem.
Pomijając dzisiejszą wizytę u dentysty, też było w miarę.
Zimno. Bardzo zimno.
- Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa,
i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,
który by brzęczał nad tobą gdy śpisz.
-Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr,
wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą
na skrzypiących zawiasach. - Jak to, zapomniałeś?
Miałam na sobie zwykłą szarą suknię
spinaną na ramieniu. - I natychmiast potem
niebo pękło w stubłysku. -Jakże mogłam wejść,
przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle
kolory sprzed istnienia wzroku. - Szkoda,
że nie możesz mi przyżec. -Masz słuszność,
widocznie to był sen. - Dlaczego kłamiesz,
dlaczego mówisz do mnie jej imieniem,
kochasz ją jeszcze? -O tak, chciałbym,
żebyś została ze mną. -Nie mam żalu,
powinnam była domyślić się tego.
-Wciąż myślisz o nim? -Ależ ja nie płaczę.
-I to już wszystko? -Nikogo jak ciebie.
-Przynajmniej jesteś szczera. -Bądź spokojny,
wyjadę z tego miasta. -Bądź spokojna,
odejdę stąd. - Masz takie piękne ręce.
-To stare dzieje, ostrze przeszło
nie naruszając kości. -Nie ma za co,
mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem
i nie chcę wiedzieć, która to godzina.
Wisława Szymborska - Na wieży Babel
Generalnie nie przepadam za wierszami. Ale w tym jakoś tak, zakochałam się.
Być może dlatego, że ukazuje codzienny ważny problem ludzi. ...