Siedząc na kanapie, popijając koktajl owocowy, ktory zdążył się zrobić przed zepsuciem blendera, dosylysmy do wniosku, że cholera. mamy po dwadzieściaparę lat, niczego w życiu nie osiągnęłyśmy i nie zapowiada się, żebyśmy osiągnęły. cieżko utrzymać się nam za ponad 1000 zł miesięcznie, nie mając rodziny, ale mając za to buty, sukienki (ta, jasne.) i łade pazkocie hubrydowe, ktore robi K. i ktore absolutnie nie trzymają się mojej plytki. btw mamy też przynajmniej z 10 kg za duzo, zaczynają się nam robić zmarszczki i nie mamy planu jak ogarnąć pracę, żeby zarabiać przynajmniej 3000.
w sumie to ogolnie ciężka sprawa. chciałabym szlenstw, fajerwerkow i żeby mnie ogolnie w kosmos wyjebalo. i to nie tak, że moje życie jest calkowicie chujowe. mam J., a J. ma plan na przyszłość. skoro on ma, to ja nie musze, prawda?
niech żyyyyje saaarkazm.
dobra. inaczej.
czesc. jestem karolina. mam 21 lat i jestem troche Johnem Snowem, ktory knows nothing.marzy mi sie duzy dom, z duza kuchnia, żebym mogla pieprzyć się na dużym blacie. marzy mi się duzy pies i J. zapierdalający z duza kosiarką. kurcze. jak to jest, że im więcej mamy, tym więcej chcemy. jeszcze chwile ponad 2 lata temu zabilabym za wlasne mieszkanie,w ktorym bede mogla robic co chce. dzisiaj mam swoje mieszkanie, rybki, węża, faceta ktory od pol godziny oblega łazienkę (przysięgam! on kąpie się dłużej niż ja!) i jego 50 calowy telewizor. nawet zgodzilam sie na telewizor w sypialni, ktory mnie razi i wcale nie pomaga usnąc. ale J. uwielbia telewizory, a ja uwielbiam J. (nawet inspiruję się reklamami biedronki. fuck.) a chciałabym więcej, mocniej, bardziej. jedyne, co materialnie wlasnie zaspokaja moje potrzeby na więcej, to są moje przesłodkie kubeczki w kropeczki, kurwa mac. jak na jakies idealnej reklamie. i w sumie tesknie za momentem, w ktorym przepijałam ostatnie pieniądzę i przez nastepny tydzien zastanawiałam się, czy kupić sobie paczke fajek, czy coś do żarcia. dziwnym trafem fajki zawsze wygrywały.
no ale nie chodzi o to. zawsze chcemy czegos, czego nie mamy. a im więcej mamy, tym więcej chcemy. w sumie ja chce mniej i więcej w jednym. chce J., ktory całuje mnie co rano wychodząc do pracy i chce imprezy, z której nie wiem, jak wracam. a to już nie bardzo wypada. chce fajerwerków, szału i kosmosu, a jednoczesnie chce kanapy, serialu i popcornu. cholera.
mam 21 lat, a na dodatek zrobilam się stara, nudna i praktycznie codziennie gotuje obiad.
mam 21 lat i dalej będę mówić, że wcale nie mam.
mam 21 lat i po roku znowu jestem blondynką.
mam 21 lat i nie wiem czego chce, ale w sumie czego nie chce, to też nie wiem.
mam 21 lat i... w sumie jeszcze nie mam, a w swoje urodziny upije się tak, że nie będę wiedzieć gdzie jestem. bo nawet to w USA byłoby mi już wolno.
mam 21 lat i od roku marudzę na moje życie, a jeszcze nic nie zrobiłam, żeby coś zmienić.
mam 21 lat i jestem w pełni dorosła i odpowiedzialna. teoretycznie. praktycznie mój wąż mnie nie lubi. nie wiem, czy dlatego że zapominam go karmić, czy dlatego, że mnie po prostu nie lubi.
mam 21 lat i chce mieć 16. mając 16 marzyłam żeby mieć 21. albo chociaż 18. o ja głupia.
mam 21 lat i paląc, w środku nocy, fajkę na balkonie uświadamiam sobie, że nigdy w życiu nie wyszło mi nic tak, jak planowałam. i co raz częściej zdaję sobie sprawę, że mając 21 lat powinno się mieć pojęcie o czymś, zrobić coś ze sobą, osiągać postawione sobie cele, realizować się twórczo, albo i nie twórczo. zrobić coś, być kimś, dać z siebie wszystko! a ja?
a ja mam 21 lat i mam wyjebane.
Inni zdjęcia: Zamoczyć nogi już można :) halinam1461 akcentova;) virgo123;) virgo123;) virgo123;) virgo123:) dorcia2700Ja pati991gdJa pati991gd... sweeeeeettt