my life is a bicht. crazy, twisted, fucking bitch. 

przeciez nie zrobilam nic takiego, zeby dopadla mnie karma. nigdy nie robie. to czemu za kazdym razem wszytsko co bym chciala zawsze musi sie spierdolic? 

nazarlas sie szczescia, to teraz rzygaj. no znow?! serio?! rzygalam przez caly rok! i kilka przez te pol tez. ile mozna?!

jedyne, co mnie pociesza to to, ze jeszcze pare tygodni i bede miala swoja wymarzona, czerwona sypialnie, wielkie w niej lozko i tylko lozko, bo nic wiecej sie w niej nie zmiesci,  slodkie szklaneczki, ktore juz sa kupione,  wszystko takie jak JA chce i w ogole super.

no, jesli nie zburza mi bloku, co z moim szczesciem jest bardzo mozliwe. albo nie utopi mi mieszkania jakis sasiad na wakacjach. albo cos. bo w sumie powinnam sie z tym  liczyc, nie? patrzac na to, jak wszytsko w moim zyciu sie dzieje...