Taki tam krzywy Dakar.
Dzisiaj ten oto Pan pochodził pod siodłem i (o dziwo) było dobrze!
Założyłam koledze gumki, które co prawda miał ciągle luźno, ale zachowywał się jakby miał je mega napięte.
Tak, Dakar i jego mózg...
No, więc porobiliśmy sobie zakłusowania, zatrzymania itp. . Jak narazie na nic więcej go nie stać.
I zamówiłam pasze, dlatego teraz tylko czekać... A Jeleń aktualnie musi żreć sam owies, otręby i kukurydzę... Biedak, mesz dostaje co dwa dni. Normalnie chyba go zagłodzę.
Siwek nadal kuleje... Ale biega jak opętany. Jak wchodzę do stajni, to się doczekać nie może, żebym go w końcu wypuściła. Osioł.
Zastanawiam się, czy jechać gdzieś z p. Dakarem (tak, pan Dakar- przecież jest już dorosły!) . Ale chyba jednak zostane u siebie. Popracujemy sobie na spokojnie, może wykupie kilka jazd u trenerki Szachraja i Agaty (a co xd). I zaoszczędze troszkę pieniędzy (2000zł, jakie troszkę?) na nową ujeżdżeniówkę, czy też na ogłowie, które dzisiaj ten debil pieprzony bezczelnie mi rozerwał.
Za karę chciałam mu zrobić wycisk na jeździe, ale był w miarę grzeczny od początku, więc... No niestety, plan nie wypalił.
I 200zł za ogłowie mogę sobie w dupe wsadzić.. A tak je lubiłam.
Jakby tylko Dakar spróbował coś wywijać na treningu, to nie ręczyłabym za siebie. Serio. Porwać taki fajny nachrapnik?! Wstyd.
No ale cóż, nie będę się rozczulać nad kawałkiem skóry, to już trzecie podarte ogłowie w ciągu ostatniego pół roku.
O kontarach już nie wspomnę, bo tych to leży już u mnie dziesiątki. Zepsutych oczywiście.
Mam jakieś niewyżyte konie, czy jak?