Boszz, jaki on gruby...
To znaczy, zdjęcie jest jeszcze z zimy, ale i tam ma duży brzuch ;D Nic nie robi, więc mu się przytyło odrobinkę...
A tak w ogóle...
W KOŃCU UDAŁO MI SIĘ DODAĆ ZDJĘCIE!!!
Miałam straszne problemy z wczytaniem zdjęcia na tego pieprzonego fotobloga. Ciągle jakiś błąd wyskakiwał. No, ale chyyba teraz będzie już okej.
Wczoraj wróciliśmy z 3-dniowego raju. Po prostu- było ekstra. Nie licząc oczywiście tego, że byłam ciągle mokra, zalało mi wszystkie rzyczy, w tym śpiwór. Potem przemókł nam namiot. Ah, no i zapomniałabym. Na rajd dojeżdżałyśmy przyczepą, która swoją droga delikatnie nam się zepsuła. No i spóźniłyśmy się jakieś 4 godziny. Fajnie, nie?
Ale co do konie... Dakar i Szachraj były epicko grzeczne. Było kilka sytuacji, w których (głównie Szachraj xD) pokazywały różki, ale pod siodłem- miodzik.
Zero reakcji na auta, tiry, jakieś psy, domy itp. A one są przecież końmi lasu, więc wiecie...
No i takim oto sposobem zrobiliśmy około 130 km na tych naszych rumakach.
Dodam jeszcze, że spociły się praktycznie tylko w pierwszy dzień i to głównie z powodu stresu.
A teraz ruszam z treningiem Dakara! Znaczy się, po prostu zacznę więcej od niego wymagać. Bo jak narazie to tylko stoi i żre. Także jak tylko będę miała siłę, to wsiadam.