no elo.
coraz gorzej, próbuje robić dobrze, ale to gówno daje i tak jest źle. ja pierdole.
wieczory coraz bardziej smutne, w ręku tyko dwie rzeczy..
dylemat, granica pomiędzy śmiercią a życiem? to coraz bardziej śmieszne ale realne.
mam dość, najchętniej opuściłabym ten świat, albo zasnęła z nadzieją, że się nie obudzę, tsa żeby to jeszcze takie łatwe było.
nie obudzić się.... ciekawe co by wtedy było, ciekawe czy ktoś by pamiętał, pewno nie.. i takie myśli są od paru dni..
bizny zostają w mózgu, sercu i chuj.. chyba zrezygnuję z wszystkiego i pójdę w pizdu.
może czas z tym wszystkim już skończyć? może po prostu psycha jest tak zryta, że nie da rady już dalej?
chyba ta.
yo.