<kopie kamyk> listopad, ciemno, jeszcze nie zimno (co mnie martwi bo lato znow bedziemy mieli nijakie)
lampiony w ksztalcie gwiazdek na drzewach z ktorych, wciaz jeszcze, spadaja deszcze zoltych lisci
duzo za wczesnie, oczywiscie.
Sezon na psucie Ani swiat Bozego Narodzenia uwazam za otwarty, caly ten cyrk ruszyl juz z pelna para, w sklepie tone w czekoladowych mikolajach i jeszcze zupelnie nie potrzebnych adwentowych kalendarzach, na ulichach juz z co drugiego sklepu macha mi chionka czy gwiazda czy inny komercjalny szajs...
Spuszczam glowe i staram sie od tego uciec ale oczywiscie nie uciekne -
swieta mnie dogonia i beda siedziec mi na karku. Do konca grudnia, kiedy obrzydnie mi to tak bardzo, ze poplacze sie kilka dni przed wigilia.
A z drugiej strony...
Ta magia.
Szczescie, cieplo, zapach cynamonu, gozdzikow i pomaranczy, zimno, snieg padajacy w nocy...
Zwykly usmiech.
Codziennie zdaje sobie sprawe jak bardzo brakuje mi Krakowa i jak to od tego miejsca zalezal moj przedswiateczny nastroj.
Zazdroszcze Wam, Przyjaciele.
Blyszczacych sie aniolow na rondach miasta, drzew na plantach pokrytych czapami sniegu, uroku mroznego Rynku i blysku w ulicy Sw.Jana w grudniowy wieczor.
To wszytsko pomagalo mi czynic moje zycie magicznym, przez te kilka sekund czuc sie wyjatkowym, niepowtarzalnym czlowiekiem
Tutaj jestem tylko jedna z wielu, a moze nawet gorzej, moze jedna z masy, nikt mnie nawet nie zauwaza, a ja nie zauwazam magicznych miejsc.
Tu Kolonia rozni sie od Krakowa - tutaj musze takich miejsc szukac.
A tam, one byly gdziekolwiek nie poszlam.
Moze ta rozlaka jest mi potrzeban by jeszcze bardziej dotarlo do mnie jak bardzo zapuscilam korzenie w starym grodzie Kraka.
Zabierz mnie do domu, podaj mi herbate, obdarz mnie usmiechem, wez moja reke.
Niech wszystko bedzie jak dawniej.
Zaluje, ze poszlam do przodu...