Jest 23:13, siedze po ciemku w pokoju. Znów się zgubiłem. Dlaczego jestem taki? Dlaczego nie potrafię nad sobą zapanowac? Czy jestem aż tak nie okiełznany?
Przywiązany? Zawiedziony? Ślepy strzał.
Znów.
Fatalnie się czuję, mam z 38,8 stopni gorączki. Litery mi się zlewają.
Nie mam pracy, wszystko się kończy.
Plany znów legły w gruzach...
Przygotowania? Brak.
Odpowiedzialnośc? Ha, co to?
Nie cierpię, a z drugiej strony kocham stan, gdy siedzę w pokoju, łzy same lecą. Nawet nie muszę o niczym myślec, one wiedzą same kiedy spłynac.
Markowska znów do mnie przemawia tym swoim dziwnym językiem, tymi słowami, które wywołują 3000 różnych uczyc w jednej sekundzie. Kocham to.
Ja nie mogę kochac... bo to nie trafne uczucie. Zimna suka? Na pokaz. Każdy ma uczucia. Tylko żadko kiedy o nich mówie.
Bo po co, po co to komu? Kogoś to obchodzi? Pesymizm znów się wkradł, nie proszony. He, dziwne.
Tak mi błogo w niektórych momentach, jakby czas nie leciał. Poprostu stanął w miejscu. Jakby już nic nie miało się wydażyc.
Jestem głupi? Pusty? Myśle tylko o sobie... ? Może.
Ale gdy jestem sam na sam, ze sobą, ze swoim sumieniem... to w cale się za takiego nie uważam. Schlebiac? Samemu sobie? Po co. Mówie to co czuje. Przynajmniej w tym momencie. Piszę nie przerywając, przelewam na klawiaturę wszystkie moje najskrytsze myśli. W sumie to nie , wróc. Nie wszystkie, niektórych lepiej nie ujawniac. Nie wszystkim można się podzielic z milionami innych internautów, a jeszcze by jakiś nie powołany dopadł text, moją myśl. Napisaną w chwili, w której jestem otwarty, w chwili, której się wstydzę.
Wstydzę się za moją osobę, bo kto inny potrafi zjebac sobie tak życie? To nie ma dłużej sensu. Myśli jest wiele, są różne. Ale odwagi BRAK.