bawmy się, przecież od tego jest młodość.
klęczała przy nim, gdy leżał w kałuży krwi, a ona przed oczami miała tylko momenty ich kłótni. te, kiedy zanosiła się płaczem. te, kiedy bez namysłu dawała mu w twarz. modliła się o to, żeby to pieprzone pogotowie przyjechało jak najszybciej, co chwilę nerwowo spoglądając w okno. obiecywała Bogu, że już nigdy nie podniesie na niego głosu. że już nigdy nie wyrządzi celowej krzywdy. ale warunek był jeden - nie mógł jej go zabrać. 'oddychaj, kochanie, oddychaj' - dukała, ujmując w dłoniach jego twarz, mając świadomość, że jej samej przydałby się respirator. - kocham, kocham. - powtarzał jak mantrę. - cicho kochanie. - mówiła przykładając do jego czoła, zimne usta. - bądź szczęśliwa. - powiedział zaciskąjąc dłoń na jej kolanie. - będę skarbie. oboje będziemy. - powiedziała, wybuchając jeszcze bardziej doniosłym płaczem. - będziemy szczęśliwi, tak skurwysyńsko bardzo. - wyszeptał. przyjechała karetka. przeżył. i chociaż złożył jej obietnicę na łożu śmierci i tak ją złamał.
Zrań mnie prawdą ale nigdy nie pocieszaj kłamstwem.
Lubię siadać na łóżku i słuchać muzyki. Zamykać oczy i myśleć o niczym.
Kiedyś opowiem Ci o tym jak Cię kochałam. Nie uwierzysz.
Chyba zawieszę, bo nikt tu nie wchodzi i nie czyta..