Więc witam ponownie zza oceanu.
Przeżyłam lot, było nawet całkiem okej, dostałam nowe i pachnące work permit i oto jestem.
Przechadzając się po downtown Ottawy czułam jakbym w ogole nie wyjeżdżała. Jakby to było zaledwie wczoraj kiedy mijaliśmy Sparks żeby obejrzeć Light Show przy Parlamencie.
To samo uczucie toważyszyło mi wczoraj, kiedy wróciłam na Lake street. A nawet dzisiaj rano, kiedy robiąc sobie śniadanie zauważyłam,że rzeczy w kuchni znajdują sie w tych samych szafkach co zawsze.
Wszyscy są mili, cudowni, cieszą się że mnie mają spowrotem. Ja też się cieszę że mam ich spowrotem, może nie wszystkich, ale większość. I w gruncie rzeczy cieszę się z powrotu, ale...
No własnie zawsze jest jakieś ale.
Więc wróćmy do tego poczucia,że "w sumie to nic się nie zmieniło".Na pierwszy rzut oka - faktycznie, wszystko wygląda tak samo.
Ale im bardziej sie wtym zagłębiam, im wiecej wiem, im wiecej obserwuję, tym bardziej widzę te wszystkie zmiany. Które na pozór są wcale nie wielkie, ale kiedy połączyć je w całośc tworzą coś zupełnie innego.
I już pojawiają się u mnie wątpliwości - czy to aby na pewno była dobra decyzja? Czy mimo, że wiedziałam, że nie będzie to powtórka z poprzedniego roku, to podświadomie nie wmawiałam sobie,że będzie równie dobrze? Więc tak, podświadomie myślałam,że wracam do tego co było, do tego co pokochałam, do ludzi którzy czynili to miejsce wyjątkowym.Teraz dociera do mnie,że czeka mnie coś zupełnie innego. Inni ludzie, inne realia i w końcu - inna Ja. Czy będę w stanie się dostosować, przyzwyczaić? Przetrwać...?
Cholera, znowu to robie. Znowu skreślam wszystko na samym początku, kiedy jeszcze na dobre się nie zaczęło.W końcu początki są zawsze trudne, prawda?
Nowi ludzie są.. mili. I to chyba wszystko co mogę o nich powiedzieć póki co. Wszyscy wydają się być bardzo spokojni i zrównoważeni i nie do końca wiem,czy mi się to podoba. Może to przez to,że ciągle porównuje ich do "mojej starej paczki"?
A może po prostu nie można kogoś poznac w jeden dzień, głupku?-.-
Powinnam skończyć w tym momencie, zanim zaczne płakać jak mi źle, chociaż wcale nie jest. Musiałam wyrzucić z siebie te wszystkie myśli.
Mój jet lag domaga się snu. I to już od godziny 6 po południu. Nie lubie go. Każe mi wstawać o 4 nad ranem i kłaść się spać z kurami.
Uh, poprzednim razem nie był takki okrutny dla mnie.
Tęsknie za moim małym Asiem, za Alem, za Łodzią i za kotami. No i za Dziobakiem oczywiście.
I nawet już za naszym karaoke w Gani tęsknię, o.
Smutny rekin jest smutny, tak samo jak smutny tors :(
Inni zdjęcia: Gdyby stało się inaczej... harrypottergalleryW innej rzeczywistości... harrypottergalleryAlways... harrypottergallerySynuś nacka89cwaI po urlopie juliettka79W zamyśleniu... harrypottergallery... harrypottergallery Rusałka Admirał :) halinamSeverus i Lily... harrypottergallery... harrypottergallery