Jest mi źle. Stwierdzam to z całą pewnościa. Tak źle nie było mi od kiedy pamiętam..
Zbiera mi się na rzygi, słabo mi, nie umiem opanować potoku łez - tak, to niekontrolowane.. Oddech targa mi klatkę piersiową a myśli zapełnione jednym. Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest niesprawiedliwe. Mam ochote przyznać mu rację. Życie jest kurwa cholernie niesprawiedliwe. Skończyłam już dawno zadawać sobie pytania typu dlaczego właśnie ja. A czemu? Chyba zdążyłam się do tego przyzwyczaić.. Że rani się mnie raz po raz. Że moje uczucia tak naprawde chyba nikogo zbyt dużo nie obchodzą, bo po co.
To żałosne żeby mieć pretensje do kogoś o to , że się zmienił . Tak więc przemilczę te kwestię mimo iż bardzo kłuje mnie tam w środku.To chyba nazywa się żal.. Okropny, zdecydowanie. I tak. Mam zamiar udawać, że mam to wszystko gdzieś i nic mnie to nie obchodzi..
Mam potrzebę wylania tu swoich teraźniejszych uczuć, myśli, obaw.. I w dupie to mam czy ktoś to przeczyta, bo pewnie i tak nie .