Nigdy bym nie pomyślała, że to wszystko się skończy. Jako małe dziecko był to mój drugi dom, który kochałam. Teraz jest to jedynie.. nawet nie wiem jak to określić. Wszystko się kończy co się zaczęło. Niby tak, niby nie. Jak tam jechałam wiedziałam, że się rozczaruje. Nie będzie jak kiedyś, że wyskoczę z samochodu i będę miała milion zajęć. Nie pójdę się przejść - a przecież to kochałam najbardziej. W trakcie drogi się spytałam rodziców czy długo będziemy tam siedzieć, ich miny wyglądały na zaskoczone kiedy powiedziałam, że nie chcę tam przebywać. Siedziałam tylko na ławce ze wszystkimi myśląc tak na prawdę "wracajmy". Dobrze, że byliśmy tam tylko na kilka godzin, więcej bym nie zniosła. Tam nie ma już NIC, a kiedyś było WSZYSTKO. Kręciły mi się łzy w oczach, przecież tak nie może być. Stan tragiczny kogoś Ci bliskiego boli. Pisząc to wszystko ryczę jak małe dziecko. Nie było Cię dwa lata, a czujesz jakby nie było Cię wieczność. Kochałam to miejsce najbardziej na świecie, kochałam tam przebywać, kochałam wszystko co tam było, tyle wspomnień, tyle chwil. Czułam się jakby tam mnie wychowali. Strasznie się przywiązałam do tego miejsca. Teraz nie ma tam już nic, a ja nie mam po co wracać.
Czy to przez to unikam ludzi?
Nie chcę o tym myśleć.
www.ask.fm/ciszeek