35 tygodni ciąży za nami . do terminu porodu zostały zaledwie 33 dni , ale straszą mnie , że wszystko rozwiąże się wcześniej . i chociaż marudzę pod nosem jak mi ciężko , źle i że 247 dni chodowania pod sercem nowego życia to już i tak szczyt moich możliwości - niech fasolinka wygodnie sobie siedzi w mamusinym brzuszku , wytrzymam , obiecuję .
a jak się czujemy ? raz lepiej , raz gorzej , często złoszczę się , że tak niewiele jestem już w stanie zrobić , że wejście po schodach kończy się bolesnym skurczem , że wszystkie koszulki kończą się gdzieś w połowie brzucha , a spodnie zamiast opinać mnie coraz ciaśniej stają się jakby coraz to szersze . usta rozjechały mi się wczoraj w uśmiechu , bo ważenie zamiast wykazać to samo , co zwykle ,pokazało , że od początku ciąży przytyłam już 3.5 kg . niby tylko 500g różnicy , a jak człowieka cieszy ! :)
umieram dziś straszliwie . męczą mnie skurcze , nie czuję nóg , plecy bolą tak okropnie , że mam ochotę płakać , muli mnie, kręci mi się w głowie - pełen pakiet, a co ! przed nami bardzo intensywne 3 dni , a ja nie mam nawet siły podnieść się z łóżka , ale przecież nie odpuszczę słodyczkowych urodzin , super matki wariatki zawsze dają radę ! :)