poprzedniej nocy przespałyśmy zaledwie dwie godziny , chociaż ja właściwie nie spałam wcale . poranek natchnął mnie optymizmem , było nam zasmarkanie , ale wesoło . za to po 11 zaczął się koszmar . nigdy nie widziałam,by moje dziecko tak cierpiało , nie widziałam w jej oczach takiej paniki , nigdy nie błagała mnie wzrokiem o pomoc ,aż do dziś . chciałam zdjąć ból z jej drobnych ramionek wstrząsanych płaczem , wziąć go na siebie , mocniejszy , trwalszy , wszystko jedno , byleby różowe usteczka znowu rozjechały się w uśmiechu , nie w grymasie bólu . na pogotowiu spędziłyśmy pięć godzin . moje maleństwo było kłute , prześwietlane , monitorowane i badane , napłakała się więcej niż w całym swoim życiu , ja pewnie też . gardełko bardzo brzydkie , ostatni dzwonek przed zpaleniem krtani , anginą i innymi strasznościami , do tego wyraźna infekcja w krwi i moczu . antybiotyk na siedem dni , nurofen na gorączkę, bo mocniejszy niż panadol , który wcale już nie pomagał i domowa kwarantanna na najbliższe dni , dopóki lekarz rodzinny nie potwierdzi , że wszystko się wyczyściło i że nawrót infekcjii nam nie grozi . a maleństwo choć przemęczone do granic możliwości było tak dzielne , że serce rosło , nawet bardziej niż wtedy , kiedy prosiła bym nie puszczała jej ręki . słodyczkowe biedactwo śpi , a ja walczę z bólem brzucha , zaczęły się skurcze , a przemęczona fasolinka mści się na mamie za cały dzień w szpitalu bez jedzenia . przepraszam córeczko , nigdy więcej . bezsenność bez powodu po nocy bezsennej z przymusu jest koszmarem !