pojechał . zapakował kilogramy śmiechu , kilka deko nocnych pocałunków , parę tańców bez muzyki , zwinął zapach z poduszki i szczelnie zamknął walizkę wrzucając ją do bagażnika . ucałował nasze czoła , wyszeptał ostatnie obietnice i już go nie było . a przecież wciąż czuję palący dotyk na skórze , wciąż słyszę poranne powitanie , wciąż na ustach mam smak jego warg . jak to ? tak bardzo chciałam nie pamiętać już pożegnań , tak bardzo chciałam zapomnieć jak to jest wypuścić po raz ostatni jego dłoń . nie chcę już przepłakanych z samotności nocy , wspomnień , zbyt świeżych , zbyt bolesnych , by pamiętać . ile razy sama będę musiała cieszyć się słońcem za oknem , narzekać na deszcz , który nigdy go nie dosięgnie ? znowu zostałyśmy same . ze stosem kolorowych książek, wieżami z klocków , farmą ze zwierzętami i drewnianym statkiem . zmęczone , a przecież to dopiero tęsknoty dzień pierwszy , co będzie , kiedy przyjdzie piętnasty , trzydziesty , czterdziesty drugi ? i chociaż ciałem siedzi w samolocie , dwa tysiące kilometrów od nas , sercem jest bliżej niż kiedykolwiek . jesteśmy rodziną .