dzisiaj naszemu fasolinkowemu brzuszkowi stuknęło 29 tygodni , przed nami ostatnie ( najtrudniejsze ) 11! w ciągu ostatnich dni urosłam tak bardzo , że co rano z przerażeniem oglądałam swój brzuch szukając śladów zwiastujących rozstępy , bo to niemożliwe , by skóra rozciągnęła się w takim tempie bez poważnych konsekwencji , a jednak poza wypchanym pępuszkiem wszystko pozostało bez zmian . przynajmniej narazie . glukoza wyszła bardzo dobrze , ciśnienie mam idealne , ogólne wyniki też , za to lekarza martwi podwyższony poziom antyM , powtórzyliśmy badania krwi , czekamy na wyniki , ale jestem dobrej myśli . fasolinka ułożyła się pośladkowo , do tego poskładała się jak harmonijka , mam się nie martwić , ma przecież mnóstwo czasu żeby się odwrócić , ale ja jak zwykle panikuję , taki już urok matek wariatek ! z rzeczy przyjemniejszych ( chociaż może niekoniecznie ? ) fasolina kopie jak szalona , brzuch faluje jak morze podczas sztormu , żebra mam obolałe , ale czy to nie najpiękniejszy ból ? zostało tak niewiele , by przytulić małe ciałko , pozwolić drobnym paluszkom zacisnąć się na moim kciuku , miękkim usteczkom pozwolić chwycić ciężką pierś , tak niewiele , by ucałować zmęczoną główkę . tak bardzo czekamy na nasze małe szczęście , bo choć pojawiło się w najgorszym możliwym momencie skradło nasze serca pierwszą oznaką , że we mnie jest , że jest nasze , wyjątkowe i najpiękniejsze . 77 dni .