na głowie mojego starszego dziecka zamieszkał taki oto straszliwy wilczur z mięciutkim futerkiem . od wczorajszych zakupów towarzyszy nam przy śniadaniu , otwieraniu drzwi i zabawie. na szczęście ma wolne , kiedy wychodzimy na spacer , gabrysia układa go wtedy do snu bo jest ' mięciony' i musi odpocząć , kiedy ona wskazuje mi paluszkiem drogę do kolejnej przygody . a właściwie zawsze do tej samej , bo koniki i plac zabaw są obowiązkowymi pozycjami na naszej codziennej liście odkrywania świata . rozbiera nas chyba jakieś choróbsko , gabcia cały dzień marudziła , od wczorajszego wieczora męczy ją katar , szklane oczka martwią mnie od rana , ja też czuję się raczej średnio , to było do przewidzenia . / plecy z każdym dniem dokuczają mi mocniej , dziś ledwo dałam radę ogarnąć dół i już zgięłam się w pół z bólu , od wczoraj męczy mnie zgaga , a wieczorami fasola obsuwa się tak nisko , że zaczynam chodzić jak pingwin . tak , ciąża to stanowczo przepiękny stan ! mimo to głaszczę napięty brzuch wyczuwając pod skórą zarys drobnych stópek , z uśmiechem na ustach przyjmuję kolejne bolesne kopnięcia w żebra , żołądek i wszędzie , gdzie dosięgną chude kończynki mojego maleństwa . oczekiwanie ma w sobie coś magicznego . czy może być coś prawdziwszego na potwierdzenie naszej miłości niż 12 kilogramów szczęścia w łóżeczku i niecały kilogram wciąż rosnący pod moim sercem ? walczymy . każdego dnia . o siebie.