nacieszyłam się kilkoma przespanymi nocami , dziś znowu walczę z bezsennością . polubiłam się z ciszą , która spowija nasz dom , kiedy wszyscy już zasną , wcześniej była mi tak obca , że aż straszna . znam na pamięć rytm oddechów mojego dziecka , ciepło nieświadomego dotyku dłoni mojego mężczyzny , wiem jak zabrzmi wiatr odbijający się głucho od szyb . nie marnuję już sił zaciskając powieki i modląc się , by choć na kilka chwil wpaść w kojące ramiona morfeusza , same mnie przecież znajdą , za godzinę, dwie , może dopiero nad ranem . układam w głowie listy , do samej siebie , do moich dzieci , do miłości mojego życia . zlepiam słowa w zdania , których nigdy nie wypowiem na głos , opowiadam o marzeniach , o strachu , o walce z samą sobą , o wszystkim , o czym każdego dnia milczę . porządkuję wspomnienia , układam plany na przyszłość , noc stała się moim przedłużeniem doby , odskocznią , oczyszczeniem , sacrum . czasem przeklinam ją za to , że trwa tak długo , że pozwala mi myśleć , analizować , że nie kończy się z pierwszym ukłuciem w sercu , nie przemija , nie znika , nie odchodzi . jest tak zmienna i nieprzewidywalna . koi mnie dotykiem najczulszych wspomnień , przykrywa moje zmarznięte dłonie , pozwala na nowo zakochiwać się w wierszach , karmi miłością , szczęściem i pięknem, tylko po to , by w jednej chwili dmuchnąć mi w twarz zwątpieniem , przeszłością najbrzydszą , najciemniejszą , śmierdzącą , niepotrzebną , a jednak na tyle żywą , by wycisnąć łzy ze zmnęczonych oczu , na tyle moją , by zaboleć najgłębiej , najmocniej . nie walczę z nią . już nie , nie mogłabym wygrać . biorę wszystko to , co daje .przyjmuję ją z pokorą , trochę niezdarnie , nieelegancko , czasem zbyt pochopnie , zbyt niedokładnie . przyjmuję ją , bo wiem , że kiedyś odejdzie , pozwoli mi zasnąć bez długich wspólnych chwil , a wtedy zatęsknię , zabraknie mi jej przewrotności , siły i spokoju . listy w mojej głowie nigdy nie zostaną już wtedy wymyślone , grzechy odpuszczone , błędy naprawione .