przetrwaliśmy , przeszliśmy , przeżyliśmy ... całe mnóstwo długich , bezsennych nocy , krzyki , katary do pasa , kaszle , histerie , zanoszenia się płaczem , walki , niesamowity strach , dławienie się , ciosy z nogi w twarz , wyrywanie włosów , zaślinianie , plucie , podgryzanie , marudzenie , padanie na twarz , bezsilność , złość , ignorancja , obojętność ... potrzebowałam całego roku , by zrozumieć czym jest macierzyństwo , jak głębokie jest każde moje odczucie odkąd na świecie pojawiła się cząstka mnie , jak wielkie znaczenie ma każdy gest , każde słowo . dokładnie pamiętam moment w którym biały cienki patyczek przesłonił mój świat dwoma ( niekoniecznie wtedy upragnionymi ) kreskami . po co się odchudzałam ? moja pierwsza myśl . obrzydliwie egoistyczne w swojej prostocie . pod moim sercem kiełkowało życie , a mnie interesowały tylko elektroniczne cyferki na wyświetlaczu wagi . dziś słowo egoizm nie istnieje w moim słowniku . czasami z bezsilności i zmęczenia krzyczę i płaczę , ciskam poduszkami o ścianę , zaciskam dłonie w pięści tak mocno , że przestaję odczuwać ból . jak odważnym trzeba być , by zdecydować się być rodzicem ? w moim przypadku przesądziła niewiedza , bo przecież to nie mogło być tak trudne , jak wszyscy starali się to opisać... cóż, okazało się trudniejsze . stworzyłam w sobie wyobrażenie szczęścia i latami w realizację wkładałam całą siebie i nagle maaaaaaaaaaamaaaaaa wykrzyczane z drugiego pokoju o 6 nad ranem staje się powodem mojej egzystencji . nie przyklejam już co rano uśmiechu do ust , nie duszę się wątpliwościami , z głośnym trzaskiem zamknęłam drzwi przed twarzą potwora oplatającego mnie nocami , szepczącego do ucha najochydniejsze z myśli . pobudka o 3 nad ranem . owinięta w szlafrok czołgam się na fotel , wdycham najpiękniejszy zapach dziecięcej oliwki , dwie malutkie rączki mocno ściskają materiał mojej bluzki , błądzą gdzieś po twarzy , zlepki słów , zupełnie nieświadomych pieszczą moje uszy , śmieję się ustami , śmieję się sercem , duszą , całą sobą . macierzyństwo przychodzi z czasem . przeszłam z autopilota na pełen etat . wieczorami nie marzę tylko o kilku godzinach snu , zasypiam po to , by następnego dnia oddać z siebie więcej , jeszcze więcej . znajduję piękno w tym wszystkim , co jeszcze tak niedawno przyprawiało mnie o mdłości . cieszy mnie zapach ciasta oplatający kuchnię , świeżo starte kurze , podłoga zamieciona po raz trzeci z rzędu , sterty prania . 12 miesięcy życia rozwijającego się na moich oczach , w moich dłoniach , przy mojej piersi . maleńki cud z dwoma fałdkami na każdej nóżce , guziczkowym noskiem , znamieniem w tym samym miejscu , co i moje . 10 małych paluszków dających miłość , jakiej nie można ogarnąć rozumem . Miesiące mijały jeden po drugim , niepokój tlący się gdzieś na dnie serca uspokajałam , bo przecież zostało mnóstwo czasu , a dziś patrzę na moje dziecko i zamiast niemowlęcia wtulającego się bezbronnie w moje piersi widzę rezolutną dziewczynkę, która każdego dnia usamodzielnia się bardziej i bardziej . dlaczego ? uparcie pragnę zatrzymać czas , nie nacieszyłam się nią tak , jak powinnam . przeglądam szpitalne branzoletki , pamiątku chrztu świętego , oglądam zdjęcia noworodka z pomarszczonymi , zbyt długimi paluszkami . scałowuję ciężar dnia z malutkich stópek , które tak bardzo już urosły , malutkie rozwarte usteczka obśliniają mi oczy , usta , nos i szyję , pulchne rączki pociągają za kosmyki włosów śmiejąc się w niebogłosy . przymykam powieki rozkoszując się chwilą wytchnienia od rzeczywistości . brudnej , szarej , przytłaczającej . zamykam nas w różowej , mydlanej bańce , której nikt nie jest w stanie zniszczyć . problemy nas nie dotyczą , nigdy nas nie dotyczyły . nie martwimy się niczym , mamy siebie . codziennie dziękuję za rok , który nauczył nas czuć . nie brudnym , zużytym sercem , które już dawno przestało należycie działać , a całymi sobą , koniuszkami palców , cebulkami włosów , porami skóry . dziś jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem .
+ hasło wraca jutro : )